Miało być – jak zawsze i wszędzie – o Jarosławie Kaczyńskim, lecz jak człowiek obejrzy przed snem nie to, co trzeba, to go nad ranem budzą Zupełnie Nowe Problemy. Ja nieroztropnie obejrzałam wywiad z szefem Ubera Travisem Kalanickiem. Opowiadał on z werwą o samochodach, które potrafią jeździć bez kierowcy. Same jeżdżą, mówił radośnie.
Bezpieczne, ładne, przyjemne i wesołe. Ma rację – są. Robi je Google, robi GM, robią inni. Nikogo już nie dziwią w Kalifornii i, jeśli wierzyć nerdom, futurystom i Kalanickowi, lada chwila powiew wiatru historii wyrwie kierownice z rąk nam wszystkim.
No i co z tego, powiecie, niech wyrywa! Przynajmniej będzie można poczytać w korku gazetę; nie lepiej jednak pogadać o Kaczyńskim? O, naiwny gatunku homo sapiens, nieodmiennie przyjmujący wszelkie ułatwiające życie technologie z miną zachwyconego dziecka w Smyku! Zanim wyciągniesz łapki po kolejną błyskotkę, zastanów się przynajmniej przez moment, jakie czyhają na ciebie haki, zagwozdki, niebezpieczeństwa i problemy.
Jest ich niemało, ale zacznijmy od tych najmniejszych. Problem pierwszy: zmiany kulturowe. Samowystarczalne auta sprawią np., że dzieci zaprzestaną robienia „brum, brum” (gest kręcenia kierownicą) i „pip, pip” (wciskanie klaksonu). A przecież dzięki tym głęboko zakorzenionym kulturowo rytuałom nasze dziatki antycypują i ćwiczą na sucho kontrolę nad bytami potężniejszymi od siebie, tak jak robili to ich przodkowie, dosiadając kija i krzycząc „wiśta” oraz „wio!”.