Waszyngton: wojna z terroryzmem nie może być pretekstem do zniesienia sankcji wobec Rosji
Jutro prezydent Francji François Hollande odwiedzi Waszyngton, aby rozmawiać z amerykańskim przywódcą Barackiem Obamą o sposobach walki z Państwem Islamskim. Amerykanie wykazują dużo większy dystans wobec postulowanej współpracy z Rosjanami niż ich sojusznicy znad Loary. W niedzielę francuskie radio Europe 1 podało, że lotniskowiec „Charles de Gaulle” nawiązał już łączność z rosyjskim wojskiem i dzisiaj włączy się do walki z terrorystami.
Obama, tuż po kuluarowym spotkaniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, wezwał Moskwę do dokonania „strategicznej poprawki”, która miałaby polegać na zaprzestaniu wspierania prezydenta Syrii Baszara al-Asada. Dane dotyczące rosyjskich ataków powietrznych wskazują, że gros nalotów była dotychczas wymierzona w walczących z al-Asadem umiarkowanych opozycjonistów wspieranych przez Zachód, a nie w Państwo Islamskie.
Amerykańscy urzędnicy od wielu dni powtarzają również, że państwa zachodnie nie powinny płacić Rosji za walkę z terroryzmem rezygnacją ze wsparcia Ukrainy. Victoria Nuland, która w departamencie stanu pełni funkcję kuratora relacji z Kijowem, oświadczyła, że sankcje nałożone na Rosję po aneksji Krymu i interwencji w Zagłębiu Donieckim powinny zostać utrzymane w mocy. „Wall Street Journal” twierdzi nawet, że państwa Unii Europejskiej mają na ten temat podobne zdanie, a o zawieszeniu sankcji nie ma na razie mowy.
Równocześnie przedstawiciele Białego Domu zachowują optymizm co do możliwości pokonania samozwańczego kalifatu. – Nie spoczniemy w walce z Państwem Islamskim i nie zaakceptujemy terroryzmu jako nowej normy. Zwalczenie Państwa Islamskiego jest realistycznym celem – przekonywał Obama w niedzielę. Kilka dni wcześniej szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry stwierdził nawet, że Państwo Islamskie i jego przywódcy zostaną zneutralizowani szybciej, niż miało to miejsce z Al-Kaidą i Osamą bin Ladenem.
Taka retoryka to nie przypadek, jeśli weźmie się pod uwagę krytykę, jaka ostatnio spadła na Biały Dom, zwłaszcza niefortunne czasowo słowa prezydenta o tym, że struktura dowodzona przez Abu Bakra al-Baghdadiego przestała rosnąć w siłę, a wręcz przeciwnie, można mówić o jej wyhamowaniu. Dzień później doszło na zmasowanego ataku na Paryż, w wyniku którego śmierć poniosło 137 osób (w tym siedmiu zamachowców), a kilkaset zostało rannych.
Konflikt polityczny w Stanach Zjednoczonych dotyczy też kwestii uchodźców. Według zaproponowanego przez Biały Dom programu Amerykanie mieli przyjąć w przyszłym roku 10 tys. przybyszy z Iraku i Syrii. – Ci uchodźcy będą najlepiej prześwietlonymi osobami, jakie kiedykolwiek dotarły na amerykański brzeg – zapewniał prezydent i przypominał, że od 1975 r. USA bezpiecznie przyjęły 3 mln imigrantów. Po atakach na Paryż Republikanie przeforsowali przepis zakładający, że przybycie każdego Irakijczyka i Syryjczyka będzie musiało być oddzielnie zaaprobowane przez szefa resortu bezpieczeństwa wewnętrznego po konsultacji z dyrektorem Federalnego Biura Śledczego, prokuratorem generalnym i szefem wywiadu. Obama zapowiedział weto, obawiając się, że w ten sposób program zostanie skutecznie sparaliżowany.
Tymczasem Państwo Islamskie zagroziło atakami także Amerykanom. – Zaczęliśmy od Paryża, a skończymy na Białym Domu, który nasz ogień z pomocą Allaha zamieni w czarny. Zniszczymy go tak, jak zniszczyliśmy posągi fałszywych idoli na naszych ziemiach. Wiedzcie, krzyżowcy, że jesteście zagrożeni, gdziekolwiek przebywacie, i że Allah nakazał walkę z wami – mówił nieznany z nazwiska dżihadysta na filmie opublikowanym w piątek przez oddziały propagandy Państwa Islamskiego. Według Middle East Research Institute film został nagrany na terytorium Iraku. ©?