Potem było tylko gorzej. Niechęć do osadników żydowskich. Nadzieja Anglików na utrzymanie protektoratu nad Palestyną. Kolejne manipulacje Europy i Stanów Zjednoczonych z szachem, nonsensowna wojna przeciwko Irakowi, bezpodstawny entuzjazm w okresie rzekomej wiosny arabskiej. Wreszcie wycofanie się i zostawienie skrajnego bałaganu, który – zdaniem obserwatorów – bywa gorszy niż rządy okrutnych despotów.
Można zrozumieć, że Europa nie umiała sobie poradzić z czarną Afryką. Miała nikłą wiedzę i jeszcze słabsze tradycje związków kulturowych, ale z Arabami, z muzułmanami Europa ma półtora tysiąca lat wzajemnych stosunków: od wojen po okresy współpracy, od konfliktu kultur po fakt, że niemal cała wiedza o greckiej filozofii została nam przekazana przez arabskich uczonych. W kwestii relacji Bliski Wschód – Zachód nic nie było jednoznaczne i nikt nigdy nie miał wyłącznej racji.
Okazało się jednak, że ani dyplomaci, ani podróżnicy, ani ludzie kultury nie potrafili nauczyć Zachodu, że można ułożyć się ze światem arabskim i – szerzej – z mieszkańcami Bliskiego Wschodu. Historia oficjalnej dyplomacji, kierowanej przez rządy Wielkiej Brytanii, Francji, a potem także Stanów Zjednoczonych, to zderzenie wiedzy specjalistów z głupotą polityków. Jakże więc teraz się dziwić, że Zachód, który doprowadził do nieszczęścia na Bliskim Wschodzie, nieszczęścia, jakiego nie było w dziejach, jest ofiarą kolosalnej imigracji.
W – moim zdaniem – ciekawej, ale niemądrej książce „Zderzenie cywilizacji” Samuel P. Huntington ukazuje zagrożenie ze strony cywilizacji odmiennych niż zachodnia. Zagrożenie arabskie czy islamskie jest oczywiście bardzo dawne, ale gdyby istniała cywilizacja islamska w zorganizowanej formie, byłoby z kim rozmawiać, nawet bardzo ostro. Obecnie, i to się nie zmieni przez wiele dekad, nie ma z kim rozmawiać, bo struktury państwowe i centra kultury arabskiej i całego Bliskiego Wschodu zostały trwale rozbite. Na tym tle oazą spokoju nagle okazuje się – paradoksalnie – Iran.
Jakie z tego płyną wnioski dla Europy, dla Zachodu? Wszystkie wnioski odwołują się do tradycyjnej dyplomacji. Nie można osłabiać nadmiernie przeciwnika, bo trzeba mieć z kim zawrzeć pokój. Nie wolno niszczyć istniejących rządów, jeżeli się nie ma pewności, że nowe będą lepsze. I tak dalej. Nauki te są już jednak spóźnione. Nie ma wyjścia. Europa, a wkrótce i Rosja, będzie musiała dopuścić imigrantów nie tylko jako niezbędną siłę roboczą i nie tylko ze względów humanitarnych, ale dlatego, że inaczej takich problemów jak Państwo Islamskie nie rozwiąże. Mszczą się błędy minionych dekad i trzeba za nie zapłacić. Niewątpliwie Polska i kraje sąsiednie mają poważny problem, bo nie miały okazji popełnić błędów i nie są bezpośrednio winne. Muszą jednak zrozumieć problem imigracji jako dramatyczny problem Zachodu, który może zdecydować o jego dalszym trwaniu. Dlatego, widząc hipokryzję Zachodu, musimy być partnerami, jeżeli chcemy, by Zachód w ogóle przetrwał.