Wysoko na liście ważnych osób w moim życiu umieściłbym szkockiego archeologa o dźwięcznym imieniu Piazzi, nawisko Smyth. Zasłynął wydanym w 1864 r. bestsellerem „Nasze dziedzictwo w Wielkiej Piramidzie”. Dzieło zawierało bzdury, i to dosłownie piramidalne.

Autor przekonująco „wykazywał”, że w proporcjach długości boków do ciężaru bryły (i tak dalej, i tym podobne) piramidy Cheopsa zapisano wielką wiedzę astronomiczną i matematyczną, dostępną starożytnym magom i mędrcom. Jak się zdaje uczony nie padł ofiarą udaru mózgu, lecz żądzy sławy. Nie wierzył w swoje „odkrycie”, chciał natomiast masowej sprzedaży książki – i cel ten osiągnął. Co prawda koledzy naukowcy wyklęli go i odebrali członkostwo w Królewskim Towarzystwie Nauk. Jeżeli jednak pomyśleć o szerokiej publiczności, to łyknęła rewelacje Szkota jak gęś kluski. Kontynuatorów także znalazło się sporo. Rozpoczęła się era piramidologii stosowanej. Piazzi Smyth stanie się patronem bzdurzących i wysłuchiwanych.

W XIX wieku można by jeszcze mieć nadzieję, że głupota mas bierze się z braku powszechnej, przyzwoitej edukacji. „Uczucie moje wobec tych petentów nie są mniej łaskawe, niż jakie miałbym je wobec chorego człowieka, który prosi o łyk zimnej wody, chociaż wie on dobrze, że to oznaczałoby śmierć dla niego” – głosił w połowie XIX wieku brytyjski liberał, namawiając parlament do odrzucenia petycji o nadanie prostym ludziom praw wyborczych. Jednak w XX wieku zrealizowano projekt powszechnego prawa wyborczego i powszechnej edukacji.

Przeżyliśmy rewolucje: naukowo-techniczną, przemysłową, demokratyczną, oświatową i oświatowo-seksualną. W domach zagościły książki, gazety, dzienniczki ucznia, wreszcie – telewizja... A po tym wszystkim książki wyznawcy Smytha, Ericha von Daenikena, rozchodziły się w milionach egzemplarzy! Absolwenci dobrych, powszechnych szkół z przekonaniem czytali, że Majowie sypiali z kosmitkami, a prorok Eliasz latał spodkiem. To i tak niewiele wobec oczekiwań wobec wróżb, kart, kadzidełek i feng szui.

Nadzieja, że życiu politycznemu towarzyszyć będę mądre wybory, nie wydaje się oparta na przekonujących podstawach