Premier pozbyła się z rządu ministrów kojarzonych z aferą podsłuchową i skłoniła do rezygnacji marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego. Chce również zmiany na stanowisku szefa Prokuratury Generalnej.
Wieczorna konferencja Ewy Kopacz była krótka, ale okazała się bardzo głośna. Z tekami w rządzie pożegnali się trzej ministrowie konstytucyjni: Bartosz Arłukowicz (szef resortu zdrowia), Andrzej Biernat (minister sportu) i Włodzimierz Karpiński (MSP), szef doradców premiera Jacek Rostowski, koordynator do spraw służb Jacek Cichocki (który jednak zostanie szefem kancelarii) oraz wiceministrowie: Rafał Baniak (Skarb Państwa), Stanisław Gawłowski (środowisko), Tomasz Tomczykiewicz (gospodarka). Kopacz przeprowadziła też rozmowę z Radosławem Sikorskim, po której marszałek Sejmu złożył rezygnację.
Z frontowych stanowisk odchodzą wszyscy politycy Platformy, którzy byli kojarzeni z aferą podsłuchową i stenogramy z ich podsłuchami zostały opublikowane lub mogą zostać. Ewa Kopacz zdecydowała się na taki ruch pod wpływem publikacji przez Zbigniewa Stonogę akt ze śledztwa prokuratorskiego w sprawie afery podsłuchowej. – Zostaje tyko wariant zerowy, trzeba zrzucić z ręki wszystkie niebiorące karty, inaczej nie ma szans na wygraną – mówi nam osoba zbliżona do Platformy Obywatelskiej.
Nie miało wielkiego znaczenia, czy dymisjonowani byli głównymi bohaterami podsłuchanych rozmów, czy statystami. Kopacz zareagowała tak, bo nie wiedziała, jakie jeszcze podsłuchy mogą wypłynąć i którego z prominentnych działaczy PO dotkną. – Wyborcom PO, którzy słuchali tych nagrań, należą się przeprosiny i ja dzisiaj w imieniu PO bardzo serdecznie przepraszam – powiedziała Kopacz, kończąc oświadczenie.
Wariant dużej rekonstrukcji rządu był już rozważany w Platformie kilkanaście dni temu. Ale wtedy nie został przyjęty jako zbyt radykalny. Teraz, gdy na skutek ujawnienia akt przez Zbigniewa Stonogę Platforma otrzymała kolejny cios, okazało się, że może być jedynym wyjściem z sytuacji. Inaczej partii groziłaby dekompozycja i wyborcza klęska. Ten ruch ma uratować szanse na walkę o zwycięstwo w jesiennych wyborach.
Ewa Kopacz powtórzyła manewr Donalda Tuska z afery hazardowej. W podobny sposób pozbył się z rządu niewygodnych polityków PO, bez względu na to, czy mieli z nią jakikolwiek związek, czy nie.
Część odpowiedzialności za aferę podsłuchową Ewa Kopacz zrzuciła na prokuraturę i oświadczyła, że nie przyjmuje sprawozdania prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta z działalności za 2014 r. To otwiera pole do jego odwołania przez Sejm, choć ten ruch może mieć charakter głównie demonstracyjny. Następca Seremeta i tak miałby być wybrany na wiosnę. PO nie ma jednak pewności, czy wcześniejszego wyboru jego następcy dokona jeszcze Bronisław Komorowski, czy Andrzej Duda.
Politycy PO, którzy odchodzą z rządu, nie kończą jednak przygody z polityką. – Podjąłem decyzję o rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu w trosce o PO, będę liderem listy w moim okręgu w Bydgoszczy – oświadczył wkrótce po wystąpieniu Ewy Kopacz Radosław Sikorski. Zapewne także inni będą chcieli wystartować w wyborach parlamentarnych.
Mocny cios w Seremeta
Nieprzyjęcie przez premier sprawozdania prokuratora generalnego nie oznacza jego automatycznego odwołania. Taki ruch wymagałby bowiem poparcia wyrażonego uchwałą Sejmu, przyjętą większością dwóch trzecich głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. To niewykluczony, ale mało realny scenariusz.
Bardziej prawdopodobny jest inny manewr: premier odrzuci sprawozdanie, ale bez złożenia wniosku o odwołanie Seremeta. Z takiej ścieżki skorzystał już Donald Tusk w 2013 r. Oparł sie na art. 10e ust. 5 i 6 ustawy o prokuraturze.
Taka decyzja nie miałaby skutków personalnych. Byłaby jednak jasnym komunikatem dla Seremeta, rodzajem votum nieufności. Kolejny raz politycy podważyliby publicznie autorytet szefa prokuratury, dając mu do zrozumienia, że sam powinien podać się do dymisji.
Związek Zawodowy Prokuratorów ocenia całą sytuację jako skandaliczną nagonkę na prokuraturę i PG, która ma miejsce przy braku jakichkolwiek błędów po stronie prokuratury związanych z ujawnieniem materiałów z afery podsłuchowej.
– Niedopuszczalne jest wiązanie sprawy upublicznienia przez strony materiałów śledztwa z przyjęciem sprawozdania przez prezes Rady Ministrów – ocenia Jacek Skała, szef prokuratorskich związkowców.
Tłem konfliktu na linii prokuratura – rząd jest reforma procesu karnego, która ma wejść w życie 1 lipca. Seremet stanowczo zaczął domagać się przesunięcia terminu wprowadzenia zmian. Podobnego zdania była Krajowa Rada Prokuratury oraz związkowcy. Dziś już wiadomo, że argumenty prokuratury nie zostały wzięte pod uwagę.