Republikanie wciąż nie mają swojego faworyta do prezydenckiej nominacji, a wyjątkowo duże spektrum ich poglądów może utrudnić wybór silnego kandydata, który skutecznie powalczy z Hillary Clinton
Lista pretendentów do Białego Domu wydłuża się niemal z każdym tygodniem. Dotychczas zamiar ubiegania się o prezydencką nominację oficjalnie ogłosiło czworo demokratów i dziesięcioro republikanów, lecz biorąc pod uwagę, że w przyszłym tygodniu decyzję mają ogłosić kolejni – w tym jeden z głównych faworytów Jeb Bush – przyszłoroczne wybory mogą się okazać rekordowymi pod względem liczby kandydatów.
Wśród demokratów sprawa jest prostsza, bo nie wydaje się, by ktoś z trójki Lincoln Chafee (były gubernator Rhode Island i senator z tego stanu), Martin O’Malley (były gubernator Maryland) i Bernie Sanders (obecny senator z Vermont) mógł realnie zagrozić pozycji Hillary Clinton. Inna sprawa, że była pierwsza dama i była sekretarz stanu od czasu wyjścia na jaw sprawy wysyłania przez nią państwowych e-maili z prywatnej poczty elektronicznej nie ma dobrej passy. Według zeszłotygodniowego sondażu CNN/ORC więcej Amerykanów postrzega ją w sposób negatywny (50 proc.) niż pozytywny (46 proc.). W marcu, przed ogłoszeniem, że Hilary Clinton zamierza się ubiegać o prezydenturę, te proporcje wyglądały odwrotnie (miała 44 proc. opinii negatywnych i 53 proc. pozytywnych). Z kolei według badania telewizji ABC News i dziennika „The Washington Post” tylko 41 proc. ankietowanych uważa Clinton za uczciwą i godną zaufania, podczas gdy przeciwnego zdania jest 52 proc.
Jednak po stronie republikanów sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo po pierwsze nikt nie ma wyraźnej przewagi nad pozostałymi, a po drugie republikańscy pretendenci prezentują bardzo szerokie spektrum poglądów. A to sprawia wrażenie, że partia ma problem z określeniem swojej tożsamości i niekoniecznie musi ułatwić wybór kandydata, który będzie miał największe szanse w decydującym starciu z Hilary Clinton. Bo w prawyborach zamierzają powalczyć zarówno bardzo konserwatywny były gubernator Teksasu Rick Perry czy senator Ted Cruz, jak i domagający się ograniczenia roli państwa do minimum libertarianin Rand Paul oraz bardzo centrowy w poglądach były gubernator Nowego Jorku George Pataki. Jak również niemająca prawie żadnego doświadczenia w polityce była prezes Hewlett-Packard Carly Fiorina.
Jedynymi punktami wspólnymi ich programów są obniżka podatków oraz sprzeciw wobec sztandarowego projektu Baracka Obamy, czyli systemu opieki zdrowotnej, tzw. Obamacare. W pozostałych sprawach ich poglądy są odmienne, a czasami wręcz zupełnie sprzeczne. Jeb Bush jest zwolennikiem całościowej reformy imigracyjnej, która umożliwi uregulowanie statusu 11 milionów nielegalnych imigrantów, podczas gdy Ted Cruz należy do najbardziej zagorzałych jej przeciwników. Cruz i Rick Perry są bardzo konserwatywni w kwestiach światopoglądowych, zaś George Pataki testuje, jak daleko republikanie mogą przesunąć się w kierunku centrum, popierając np. prawo do aborcji czy legalizację związków homoseksualnych.
Jeb Bush przed kilkoma dniami powiedział, że aby zapobiec bankructwu systemu emerytalnego Social Security, konieczne będzie podniesienie wieku emerytalnego do 68., a później do 70. roku życia, zaś Mike Huckabee jest przeciwny likwidacji czy reformowaniu Social Security, przez co mu pod tym względem bliżej do demokratów.
Problem w tym, że ktoś taki jak Pataki w republikańskich prawyborach nie uzyska poparcia wpływowego konserwatywnego skrzydła partii, z kolei zwycięstwo zbyt konserwatywnego kandydata, jak Cruz czy Perry, spowoduje, że nie będzie on w stanie przyciągnąć do siebie wyborców, którzy nie identyfikują się na stałe z żadną z obu partii, a tym samym odbić żadnego stanu z rąk demokratów.
Według obecnych sondaży – uwzględniających zarówno oficjalnych pretendentów, jak i tych, którzy jeszcze nie potwierdzili swojego startu, ale zapewne zrobią to wkrótce – żaden z republikanów nie ma poparcia większego niż 20 proc. Co ciekawe, na czele najczęściej pojawiają się dwaj kandydaci potencjalni – Jeb Bush oraz obecny gubernator Wisconsin, Scott Walker, a w niewielkiej odległości za nimi jest młody senator z Florydy Marco Rubio. Wszyscy trzej spełniają podstawowy warunek wybieralności – są umiarkowanie konserwatywni, czyli zaakceptują ich zarówno prawe skrzydło republikanów, jak i wyborcy niezdeklarowani. Faworytem nadal pozostaje Jeb Bush, ale na czarnego konia republikańskich prawyborów wyrasta też Walker. Nad obydwoma ma pewną przewagę – nie ma obciążenia w postaci nazwiska, które z powodu źle ocenianej prezydentury starszego brata jest sporym problemem dla Jeba Busha, ani nie można mu zarzucić, iż jest zbyt młody i niedoświadczony na najważniejszy urząd w państwie, co pojawia się jako argument przeciwko Rubio. Walker jest gubernatorem Wisconsin już drugą kadencję, jest też jedynym w historii USA gubernatorem, który wygrał referendum w sprawie usunięcia go ze stanowiska.