Ani Kaczor, ani Donald… Odświeżający jest efekt czytania tekstów spod znaku starej, dobrej lewicy. Wiem, wiem, nie taka ona znowu dobra, skoro podnosiła i podnosi świętokradczą rękę na takie wartości jak kapitalizm oraz bliski związek dochodów z pracą. Za to tradycyjna, socjalna lewica wymyka się podziałowi na plemiona Tuska i Kaczyńskiego. Opublikowany ostatnio („Rzeczpospolita”, 31 maja) wzorowo spójny w warstwie argumentacyjnej artykuł Piotra Ikonowicza uderzył w największego wroga normalnej lewicy – mit klasy średniej.

„Dzisiaj za sprawą mediów cała Polska żyje wzrostem rat kredytów hipotecznych, chociaż kredyty takie ma jakieś 10 proc. rodzin. Kiedy jednak co piąta rodzina pożyczyła u lichwiarzy, żeby przeżyć do pierwszego, media milczały. (…) Zaprzeczanie realnej stratyfikacji społecznej to podstawowy kanon ideologii władzy w kapitalizmie” – to próbki z Ikonowicza, który, co łatwo zgadnąć, dojdzie w końcu do konkluzji: „Trzeba obalić mit klasy średniej”.
Mit ten prowokuje ludzi do egoistycznych zachowań, zniechęca do solidarnej akcji przeciwko ustawionym oraz mającym się dobrze. Zarazem dzięki niemu (Ikonowicz powie: z jego winy) ludziom chce się pracować i starać. Wysiłek indywidualny, którego efekt mierzy rynek, jest sprawniej działającym kołem zamachowym gospodarki niż powszechne przekonanie, że dobrobyt jest efektem socjalnej polityki rządu. I że mądrość władz mierzymy wielkością wypłacanych przez nią go zasiłków, czternastek i osłon antypodwyżkowych.
Jest spór! Prawdziwy, życiowy, bardzo ludzki – i wreszcie nie plemienny. A właściwie sporu nie ma, ponieważ lewicy sejmowej (gdzie Ikonowicza nie ma) nie udało się wejść w buty lewicy. Zrobił to PiS, ze swoją lewicową agendą społeczną (niemądrze nazywaną „populistyczną”) i antyelitarnym wyciem. Ku niesmakowi niemałej części dawnego SLD czy Partii Razem PiS zbiera tantiemy za wieloletnią „obronę Polski”, co znacznej części socjalnego elektoratu się podoba, ponieważ los ciągle poniewieranej Polski utożsamia z własnym.
Głos lewicy przez długie dekady był tożsamy z głosem „Gazety Wyborczej” (młodzi to już nawet nie wiedzą, jaka to była kiedyś potęga!), widzącej w polskości złowrogo tykającą bombę nacjonalizmu i antysemityzmu. I ku zgryzocie liderów Lewicy, z zasady wywodzących się z zamożnej, ustawionej życiowo autentycznej klasy średniej, PiS zbiera teraz owoce za przerwanie wypracowanych w czasach transformacji przekonań, że jak chcesz mieć dobrze, to ciężko pracuj. Po tylu latach brnięcia utartymi koleinami trudno sejmowej lewej stronie skutecznie wojować z PiS-em, zwłaszcza że jej jedynymi widocznymi aktywistami są teraz ci zrośnięci z rewolucją obyczajów. Rewolucją umiarkowanie trafiającą do skazanych na branie chwilówek. ©℗