Wojna, ale nie klasyczna. Tak szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego ocenia to, co dzieje się na wschodniej Ukrainie. Media donoszą, że kolejne regiony Ukrainy zaatakowane. Kijów wprost nazywa sytuację inwazją - separatyści wspierani przez rosyjskie wojsko dokonują szturmu w rejonie Morza Azowskiego.

Generał Stanisław Koziej mówi, że mamy do czynienia z wojną, ale nie taką, jaka jest opisywana w podręcznikach, czy ujmowana w regulacjach prawa międzynarodowego. - Stąd ten cały problem w reagowaniu społeczności międzynarodowej, która kieruje się opisanymi normami prawnymi - ocenia.

Koziej dodaje, że poza tym mamy też do czynienia z wojną informacyjną. - Chodzi o to, kto przekona opinię publiczną do swoich racji - mówi. W jego ocenie, Ukraina radzi sobie coraz lepiej w tej wojnie informacyjnej.

NATO twierdzi, że na Ukrainie jest co najmniej tysiąc rosyjskich żołnierzy. Takie informacje przekazują mediom oficerowie sojuszu. Podobnie wcześniej twierdziły Kijów i Waszyngton. Moskwa zaprzecza tym doniesieniom. Rosyjski wysłannik przy OBWE Andriej Kelin zapewnia, że żołnierze Federacji Rosyjskiej nie przebywają na terytorium Ukrainy.

Prezydent Ukrainy "w związku z inwazją Rosji" zwołał nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa i Obrony. Mają na nim mają zapaść decyzje o dalszych działaniach Kijowa. Petro Poroszenko odwołał też wizytę w Turcji.