Co najmniej 80 osób zabitych i ponad setka uprowadzonych - to bilans kolejnej masakry, jakiej dokonali fanatycy z Państwa Islamskiego w północnym Iraku. Radykałowie zamordowali kilkadziesiąt osób z muzułmańskiej sekty jazydów, którzy nie chcieli przejść na sunnicki islam. Równocześnie Stany Zjednoczone bombardują z powietrza kolejne pozycje ekstremistów, a świat spieszy na pomoc mieszkańcom północnego Iraku.

Bojówki Państwa Islamskiego opanowały wioskę Koczo i zażądały od mieszkańców przejścia na sunnicką wersję islamu. Gdy spotkali się z odmową, zabili co najmniej 80 mężczyzn i porwali ponad setkę kobiet i dzieci. Wszystko miało trwać zaledwie godzinę, a atak potwierdzili jazydzi mieszkający w Stanach Zjednoczonych.

Tymczasem amerykańskie drony zbombardowały ciężarówki, które miały należeć do bojowników Islamskiego Państwa. Od wielu tygodni sunniccy radykałowie zdobywają kolejne tereny w północnym Iraku i utworzyli już tam islamski kalifat. Ich ofiarą padają m.in. chrześcijanie i jazydzi, którzy nie chcą przejść na islam.

Ofensywa bojowników wygnała już z domów ponad milion ludzi. Większość schroniła się w irackim Kurdystanie, dokąd teraz płynie pomoc ze świata. „Dostarczyliśmy właśnie do prowincji Dohuk dwie ciężarówki z lekami, co wystarczy dla 30 tysięcy osób. Dzięki Czerwonemu Krzyżowi leki trafiły także do 20 tysięcy osób w Sindżar” - podkreśla rzecznik Światowej Organizacji Zdrowia Tarik Jasarewić.

Stany Zjednoczone oraz Irak dostarczają też ze śmigłowców pomoc humanitarną dla osób, uwięzionych w górach północnego Iraku. Amerykanie rozpoczęli też dostawy broni dla armii irackiego Kurdystanu. W nocy Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła sankcje na sześć osób związanych z Państwem Islamskim i ugrupowaniem Al-Nusra z sąsiedniej Syrii. Mają to być osoby odpowiedzialne za rekrutowanie bojowników w szeregi radykałów.