Barack Obama po raz kolejny podkreślił, że użycie broni chemicznej na przedmieściach Damaszku było dziełem sił Baszara al Asada. Zdaniem amerykańskiego przywódcy, porażka działań Zachodu wobec Syrii będzie brzemienna w skutkach.
"Brak odpowiedzi na to naruszenie międzynarodowych norm będzie wysłaniem sygnału państwom bandyckim, reżimom autorytarnym i organizacjom terrorystycznym, że mogą bezkarnie używać i rozwijać broń masowego rażenia. To nie jest świat, w którym chcemy żyć" - mówił amerykański prezydent. Dodał, że większość przywódców państw G20 twierdzi, że to Baszar al Asad użył broni chemicznej przeciwko cywilom.
Barack Obama powiedział dziennikarzom, że odbył "szczerą i konstruktywną" rozmowę o Syrii z Władimirem Putinem. Zaznaczył, że Stany Zjednoczone i Rosja, mimo różnic, mogą działać na rzecz pokoju.
"Zgadzamy się, że obecny konflikt może być rozwiązany poprzez polityczną transformację jak ustalono w tak zwanym procesie genewskim" - tłumaczył amerykański przywódca.
Obama nie oczekuje, że Rosja i Stany Zjednoczone osiągną wspólne stanowisko w sprawie tego, kto 21 sierpnia na przedmieściach Damaszku użył broni chemicznej. "Chociaż możliwe, że po raporcie ekspertów ONZ Putinowi będzie trudniej utrzymać jego zdanie" - zastrzegł. Barack Obama dodał, że z rozmowy z Władimirem Putinem wynikało, iż ten nie cofnie swojego poparcia dla Syrii także w przypadku interwencji Zachodu.
Tymczasem 11 państw G20 w specjalnym oświadczeniu wydanym przez Biały Dom wezwało do "silnej, międzynarodowej odpowiedzi" na ataki chemiczne w Syrii. "Tego typu okrucieństwo nigdy nie może się powtórzyć" - apelują przywódcy 11 krajów, w tym Stanów Zjednoczonych, Francji i Stanów Zjednoczonych.