Brytyjski minister obrony, Philip Hammond udał się do Afganistanu, z okazji likwidacji brytyjskiego punktu dowodzenia w stolicy prowincji, Helmand, Laszkar Gah. Tego lata Brytyjczycy pozostaną jeszcze w Helmandzie jako rezerwa, nie biorąc udziału w akcjach bojowych. Większość powróci etapami do kraju do końca przyszłego roku.

Od przyszłego tygodnia afgańska armia narodowa przejmie odpowiedzialność za Helmand, odzyskując tym samym suwerenną kontrolę nad całością terytorium kraju.
Ze 137 brytyjskich baz i placówek w prowincji Helmand pozostało już tylko 11. Niemal codziennie do kraju odlatują samoloty transportowe ze sprzętem. Część wyposażenia przejmuje armia afgańska, część jest niszczona.

Minister Philip Hammond podkreśla w wywiadzie z dziennikiem "The Daily Telegraph", że misja afgańska spełniła swój pierwotny cel - odebranie bazy al-Kaidzie. Wsparła też budowę demokracji i infrastruktury w Afganistanie. Ale śmierć 444 brytyjskich żołnierzy wywołała w kraju "syndrom Wietnamu" - przyznaje minister. Jego zdaniem Brytyjczycy zapewne przez dłuższy czas nie będą gotowi do podjęcia podobnej interwencji. Minister Hammond nie obiecuje też, że armia afgańska da sobie radę z obroną zdobyczy minionych prawie 12 lat, ale jest dobrej myśli. Eksperci zwracają jednak uwagę, że straty afgańskie w walkach i zamachach są bardzo wysokie i na dłuższą metę nie do zastąpienia.