Zespół ds. wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej rozpoczyna działalność. Dziś jego członkowie zorganizowali pierwszą konferencję prasową.

"Zadaniem zespołu nie jest obrona raportu komisji Millera. On broni się sam. W środowisku ludzi, do których został skierowany, nie ma wątpliwości co do przyczyn katastrofy i profilaktyki. Pojawiło się jednak dużo teorii alternatywnych, nieudowodnionych materiałem dowodowym. I rolą zespołu, oprócz przybliżania treści raportu Millera, jest odniesienie się do teorii alternatywnych, abyście Państwo nie odnieśli wrażenia, że odgrywają one dominującą rolę" - mówił Lasek.

"Niestety, po zakończeniu naszych prac powstało wiele teorii alternatywnych. Po rozwiązaniu komisji wszystkich ponad 30 członków komisji Millera stało się osobami prywatnymi, obserwowaliśmy rozwój tych teorii, ale nie mogliśmy odnieść się do nich publicznie" - mówił Miller.

Lasek podkreślił, że komisja Millera wypracowała tysiące stron dokumentów udostępnionych opinii publicznej, do której media, eksperci i komentatorzy mogli się odnosić.

Lasek zaznaczył także, że wszystkie zalecenia, które sformułowano w raporcie zostały wdrożone w życie i docenione w środowisku pilotów wojskowych.

Lasek o "teorii wybuchów"

Lasek odniósł się także do alternatywnych przyczyn katastrofy w Smoleńsku: "Najbardziej popularną teorią alternatywna jest teoria wybuchów. To może być bomba, do 5 kg trotylu... (...) Sami autorzy tego materiału nie są w stanie udowodnić, jak wyglądał taki wybuch. A każdy wybuch zostawia ślady. Eksperci na miejscu zdarzenia, tuż po katastrofie, przez pierwsze dni pracowali na miejscu zdarzenia: nie stwierdzono charakterystycznych nadtopień i podpaleń konstrukcji. To nie jest wiedza trudna do zdobycia: jaka temperatura wiąże się z takimi wybuchami. Takich uszkodzeń nie stwierdzono. Dodatkowo rozrzut szczątków samolotu, był typowy dla zderzenia samolotu z ziemią. W przypadku wybuchu rozrzut byłby co najmniej stożkowy. (...) Tu rozrzut szczątków był typowy" - tłumaczył Lasek, pokazując zdjęcia.

Lasek podkreślał też, że wybuchowi zaprzeczają rejestratory parametrów lotu oraz głosów w kabinie.

Samolot nie znajdował się na bezpiecznej wysokości

Płk Wiesław Jedynak odnosił się do teorii, że samolot przez cały czas znajdował się na bezpiecznej wysokości. Jego zdaniem załoga przekroczyła minimalną bezpieczną wysokość zniżania - 100 m - i przez 54 sek. po tym momencie, nie podjęła właściwych działań: "Kilometr przed początkiem pasa startowego samolot znajdował się momentami poniżej poziomu lotniska. Jaką metodę lądowania chciano tu przeprowadzić? To poniżej standardów".

Edward Łojek z kolei odnosił się do teorii o tym, że można było sfałszować albo rozmontować zapisy urządzeń CVR czy rejestratorów. Jak tłumaczył instalacja takich urządzeń w samolocie jest skomplikowana i niemożliwa do zrobienia tuż przed lotem - jak sugerowali zwolennicy teorii spiskowych.