"Łatwo jest mówić tym, którzy tam nie byli. I osądzać tych, którzy tam byli" – powiedziała w wywiadzie z "Newsweekiem" Ewa Kopacz, marszałek Sejmu, która trzy lata temu była obecna przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy w Smoleńsku.

Trzy lata temu, po katastrofie Smoleńskiej, Ewa Kopacz uczestniczyła w identyfikowaniu ciał ofiar tragedii Tu-154. O związanych z tym doświadczeniach opowiedziała tygodnikowi "Newsweek". Minister powiedziała m. in. o cenie jaką jej przyszło zapłacić za związek z tą sprawą.

" Płacę ją nie tylko ja, ale i moi najbliżsi. Przez te trzy lata ciągle ktoś mnie o coś obwinia. Nie czuję winy, ale i tak boli. Staram się wszystko tłumaczyć, wyjaśniać. Często jest tak, jakby moja prawda nie miała znaczenia, nikogo nie interesowała. Nie musiałam jechać do Moskwy. Przecież nie pojechałam tam dlatego, że miałam taki obowiązek" - wyjaśniła.

Wcześniej Kopacz podkreśliła, że mimo wszystko nie żałuje decyzji o wylocie do Rosji. "Takie decyzje wpisane są w charakter i zawód. Odwołuję się do zawodu lekarza, bo nie wybiera się go przypadkiem. Wciąż powtarzam to mojej córce. Lekarz to ktoś, kto pomaga nie tylko w problemach ciała, ale i duszy. Nie raz przychodzili do mnie pacjenci, którzy najpierw musieli opowiedzieć o swoich kłopotach domowych, choć nie miało to żadnego związku z ich chorobą. Ludziom, którzy stracili w Smoleńsku najbliższych, też była potrzebna pomoc. Nie tylko medyczna. Wiedziałam to od pierwszej chwili" - stwierdziła.