Profesor Antonii Dudek twierdzi, że decydujący o pacyfikacji robotników na Wybrzeżu pozostali niewinni. Przy tym skazano tylko jej bezpośrednich sprawców. To komentarz znawcy historii PRL-u po wyroku, jaki zapadł przed warszawskim sądem w sprawie Grudnia '70.

Sędziowie uznali dziś, że były peerelowski premier Stanisław Kociołek jest niewinny. Skazano za to dowódców, którzy kierowali oddziałami wojska, pacyfikującymi protestujących robotników.

Zdaniem profesora Dudka, należy się cieszyć, że po wielu latach w ogóle zapadł w tej sprawie wyrok ale nie można zapominać o osobach, które uniknęły odpowiedzialności. Jak dodaje, uniewinniony przez sąd Kociołek był w sztabie lokalnym w Gdańsku i współdecydował o działaniach. Poza tym dopuścił się rzeczy symbolicznie najgorszej, bo wezwał robotników do powrotu do pracy. "Ci, którzy posłuchali jego apelu zostali później ostrzelani przez wojsko" - mówi profesor. Jego zdaniem, Stanisław Kociołek był współsprawcą najbardziej dramatycznego fragmentu wydarzeń grudniowych, czyli Czarnego Czwartku.

Profesor Dudek powiedział Informacyjnej Agencji Radiowe, że jest zaskoczony dzisiejszym wyrokiem sądu. Jego zdaniem zarówno w tym procesie, jak i w sprawie autorów stanu wojennego zastanawiające jest, że najważniejsi oskarżeni albo sa uniewinniani albo wyłączani. Podaje tutaj przykład generała Wojciecha Jaruzelskiego. Profesor zastanawia się jaki jest stan zdrowia byłego prezydenta, skoro deklaruje swoją obecność na Kongresie Lewicy w czerwcu, a dwa lata temu nie mógł być sądzony ze względu na zły stan zdrowia.

Sąd w sprawie Grudnia'70 skazał dwóch wojskowych. Bolesław F., zastępca dowódcy jednostki ds. politycznych w Gdyni oraz Mirosław W., dowódca kompanii tłumiącej protesty 16 grudnia w Gdańsku. Obaj wydali rozkaz użycia broni wobec robotników.

Stołeczny sąd uznał, że nie są oni winni zabójstwa, tylko pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Skazał ich za to na kary po cztery lata więzienia. Na mocy amnestii z 1989 roku obniżono kare o połowę i zawieszono wykonanie.

Proces toczył się od połowy lat 90. Początkowo na ławie oskarżonych zasiadało kilkunastu działaczy aparatu komunistycznego. Zdaniem prokuratury, to wojskowi wydawali rozkazy użycia broni podczas blokady stoczni w Gdyni i Gdańsku. Oskarżenie twierdziło też, że Stanisław Kociołek miał współkierować działaniami wojska. Oprócz tego to on w lokalnych mediach zachęcał stoczniowców do powrotu do pracy. Gdy robotnicy przyszli pod stocznię, spotkały ich wystrzały z karabinów wojska i milicji.

Były PRL-owski wicepremier odpierał zarzuty. Stanisław Kociołek twierdził, że na Wybrzeżu w grudniu '70 roku miał niewiele do powiedzenia. A o blokadzie stoczni nie wiedział. Jak zaznaczał, działaniami aparatu represji kierowali wówczas dziś już nieżyjący generałowie wojska.

W grudniu 1970 roku od strzałów wojska i milicji zginęły na Wybrzeżu 44 osoby, ponad 1100 zostało rannych.