Londyn zgodził się wysłać do Mali 40 żołnierzy z misją szkoleniową wojsk rządowych. Kilkuset dalszych Brytyjczyków może też podjąć szkolenie wojsk w innych państwach Zachodniej Afryki, które mają zabezpieczyć Mali po zakończeniu francuskiej interwencji.

Premier David Cameron od początku poparł francuską interwencję w Mali. Udostępnił Francji dwa samoloty transportowe, a potem również samolot wywiadu elektronicznego. Wykluczył jednak udział brytyjskich wojsk u boku Francuzów. Zgodził się tylko na udzielenie pomocy szkoleniowej malijskiej armii rządowej.

Ogłoszenie dziś o rychłym odlocie 40 instruktorów nie łamie obietnic premiera. Pojawiły się natomiast obawy o ich bezpieczeństwo. Jak się przewiduje, pokonani w polu bojownicy al-Kaidy Islamskiego Maghrebu przejdą do walki partyzanckiej i brytyjska misja szkoleniowa będzie wymagać zbrojnej ochrony. Wątpliwości tej natury zgłosił rzecznik do spraw obrony opozycyjnej Partii Pracy, Jim Murphy. "Czy oczekujemy, że będą ich ochraniać Francuzi? To poważne zadanie. Francuzi mają sprawne siły specjalne, ale jeśli mieli by to być nasi żołnierze, to mówimy tu o dalszych dziesiątkach do ochrony naszych sił."

Jeszcze dziś minister obrony Philip Hammond odpowie w Izbie Gmin na te interpelacje.