Irlandczykowi Stephenowi McFaulowi udało się uciec. Informacje, które przekazywał agencji Reutera otrzymywał od brata, który wciąż był uwięziony w kompleksie. "Porywacze próbowali przewieść zakładników pięcioma jeepami w inne miejsce. Zostali zatrzymani przez algierską armię. Śmigłowce zaczęły bombardowanie i cztery samochody zostały zniszczone. Brat myślał, że wszyscy zginęli".

Islamscy terroryści już trzecią dobę przetrzymują zakładników w kompleksie gazowym w Algierii. Jak podała państwowa algierska agencja informacyjna APS, do tej pory wolność odzyskała ponad połowa ze 132 przetrzymywanych obcokrajowców. W sumie udało się uwolnić 650 osób, w tym 573 Algierczyków. Ci, którzy są już na wolności, opowiadają o dramacie, który trwa od środy na polach gazowych w Algierii.

Szukali tylko obcokrajowców

Algierski inżynier skontaktował się z francuskim radiem France Info. Podkreśla, że na początku atak wymierzony był tylko w zagranicznych pracowników. "Nagle usłyszeliśmy strzały, wybuchy. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Zrobiło się ciemno. Odcięli nam prąd. Wyłamywali drzwi do pokojów, krzycząc: 'Szukamy tylko obcokrajowców, wy Algierczycy możecie odejść'. Następnie ich związali". Inżynier mówi, że napastnicy mieli od 30 do 35 lat, porozumiewali się po arabsku z akcentem algierskim lub libijskim i byli bardzo dobrze uzbrojeni.

Podzielili nas na dwie grupy

Podobnie wydarzenia opisuje inny Algierczyk, który wczoraj mógł opuścić kompleks gazowy w Amenas. "Powiedzieli, że atak jest wymierzony przeciwko cudzoziemcom [...] Przed drzwiami było ich dwóch, byli dobrze uzbrojeni, mieli brody i przypominali Afgańczyków. Jeden z nich mówił z obcym akcentem, słychać było, że nie jest Algierczykiem.

Właśnie ten terrorysta, kiedy zobaczył, że otoczyło nas algierskie wojsko, podzielił zakładników na dwie grupy. Algierczyków zamknął w kompleksie mieszkalnym. Od tej pory nic nie wiedzieliśmy o losie naszych zagranicznych kolegów. To oni mieli służyć jako żywa tarcza" - opowiadał we francuskim radiu RFI.

40 godzin pod łóżkiem

Francuz Alexandre Berceaux, pracownik firmy kateringowej zaopatrującej pracowników rafinerii w żywność, 40 godzin spędził ukryty pod łóżkiem. "Nikt nie spodziewał się ataku. Kompleks był chroniony. Na miejscu było wojsko" - opowiadał w radiu Europe 1 dziś rano. "Był system alarmowy, który nas ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Nie wiedziałem, czy to były ćwiczenia, czy to dzieje się naprawdę. [...] Nie wiedziałem, jak długo to potrwa". Berceaux został uratowany przez algierską armię.

W należącym do koncernów BP i Statoil kompleksie pracowało wielu cudzoziemców, między innymi Brytyjczycy, Francuzi, Kanadyjczycy, Norwegowie i Japończycy. Niektórzy zdołali uciec w czasie wczorajszego szturmu algierskiego wojska.