Po dwóch tygodniach od ujawnienia pozamałżeńskiego romansu dyrektora CIA, emerytowanego generała Davida Petraeusa i jego wymuszonej dymisji sprawa zeszła z czołówek medialnych i pojawiły się nawet głosy, że generał nie powinien ustępować ze stanowiska.

Nie wyszły dotychczas na jaw żadne dowody, by związek Petraeusa z autorką jego biografii Paulą Broadwell doprowadził do publicznego ujawnienia tajemnic państwowych albo ich przekazania obcym wywiadom. Skandal - jak się komentuje - przybrał postać opery mydlanej. Osoby grające w niej główne role - Petraeus i Broadwell - wynajęły najlepszych adwokatów i specjalistów od PR.

Jednak mimo zaangażowania prawników i toczącego się w FBI śledztwa przedstawiciele organów ścigania twierdzą, że żadne z nich dwojga najprawdopodobniej nie popełniło jakiegokolwiek przestępstwa.

Tymczasem zamieszany w skandal inny generał, John Allen, dowódca wojsk USA i NATO w Afganistanie, powrócił w środę do tego kraju. Allen został mianowany dowódcą sił NATO w Europie, ale Biały Dom poprosił o wstrzymanie przesłuchań w Senacie w sprawie zatwierdzenia jego nominacji, kiedy z materiałów śledztwa w sprawie Petraeusa okazało się, że on także jest w nią uwikłany.

Allen wysyłał "niewłaściwe", jak to określono, e-maile do Jill Kelley - kobiety, na którą Paula Broadwell poskarżyła się do FBI, że dostaje do niej pogróżki w e-mailach, z których wynikało, że jest zazdrosna o Petraeusa. Miało to miejsce w okresie, gdy Petraeus był szefem Centralnego Dowództwa wojsk USA (CENTCOM) w Tampie na Florydzie, a Allen jego zastępcą.

Tymczasem znany komentator "Washington Post" David Ignatius porównał zmuszenie Petraeusa, aby się podał do dymisji, do polowania na czarownice w XVII wieku i nagonki na osoby podejrzane o komunizm przez osławioną komisję Kongresu w latach 50. pod kierunkiem senatora Josepha McCarthy'ego.

Kiedy przełożony Petrausa, koordynator służb specjalnych James Clapper dowiedział się o jego romansie, powiedział generałowi, że powinien zrezygnować, i zawiadomił o wszystkim Biały Dom. Prezydent Barack Obama przyjął dymisję Petraeusa 8 listopada.

Inny publicysta "Washington Post" Dana Milbank podkreślił, że sprawa b. dyrektora CIA nie ma żadnych elementów kryminalnych, i zasugerował, że dymisja była zbyt pochopna.

"Jeżeli Petraeus jest winien czegokolwiek, to tylko tego, że był przekonany, że jest zbyt potężny, aby go przyłapano. W tym wypadku jednak to, na czym go przyłapano, to sprawa tylko jego i jego żony - a nie sprawa kraju" - konkluduje autor.