Dzisiaj zamiast obok Jarosława Kaczyńskiego mogłaby stać przy Donaldzie Tusku. Bo Beata Szydło, aktualnie wiceprezes PiS, chciała swego czasu być w Platformie Obywatelskiej. Problem w tym, że nie chciano jej w PO - dowiedział się dziennik.pl

Beata Szydło zgłosiła akces do Platformy Obywatelskiej w 2005 roku. Obecna wiceprezes PiS była wtedy burmistrzem małopolskiego miasta Brzeszcze, a w perspektywie rysowały się wybory parlamentarne. Lokalni działacze przyznają, że istnieje jeszcze papierowa wersja złożonej przez nią deklaracji członkowskiej.

Mogę zapytać, dlaczego pan takie zamierzchłe czasy wyciąga? - mówi na wstępie Beata Szydło, kiedy dziennik.pl spytał ją o jej chęć przystąpienia do PO siedem lat temu. Potwierdza jednak, że rzeczywiście rozważała takie posunięcie.

- Ja byłam wtedy samorządowcem, byłam związana ze Wspólnotą Małopolską. Stworzyliśmy grupę różnych ludzi, którzy współpracowali. Padały propozycje aktywności politycznej ze strony Platformy i PiS. Nie ukrywam, że rozważałam wtedy możliwość zaangażowania się w Platformie - mówi Beata Szydło. Dodaje, że w tamtym czasie panowała dość specyficzna atmosfera oczekiwania na PO-PiS. Posłanka zapewnia jednak, że ostatecznie sama wybrała PiS. To było najlepsze, na co mogłam się wtedy zdecydować - wyjaśnia wiceszefowa PiS.

Nieco inaczej wspominają to wydarzenie lokalni działacze partyjni. Według nich, Beata Szydło nie została przyjęta do PO z dwóch podstawowych powodów. Została negatywnie zaopiniowana. Poza tym w tutejszej PO toczyły się wewnętrzne rozgrywki - mówi nam jeden z lokalnych działaczy partyjnych. Inny z kolei twierdzi, że chodzić mogło o obawę o jej ewentualną zbyt silną pozycję w lokalnych strukturach - Szydło była wówczas burmistrzem.

Posłanka PiS trwa jednak przy swoim. Ja wiem, że politycy Platformy takie rzeczy opowiadają, To była moja decyzja - mówi serwisowi dziennik.pl Szydło.