Stadion na meczach nie zarabia. Stąd pomysł wymienialnej murawy, która nie zdaje egzaminu
To fatalna jakość murawy, choć wymieniana była już piąty raz, była najpoważniejszą przyczyną odwołania meczu Polska – Anglia. Co więcej, błędów nie uda się już naprawić i sytuacja będzie się powtarzać – przekonują rozmówcy DGP.
Nawet w przypadku niezamknięcia dachu murawa powinna poradzić sobie z wchłonięciem deszczówki, a drenaż – z jej szybkim odprowadzeniem. Kulisy tego, dlaczego tak się nie stało, ujawnia Waldemar Kowalczuk, który do niedawna odpowiadał w Narodowym Centrum Sportu właśnie za płytę boiska.
– Nie zgadzałem się z nową koncepcją murawy, ostrzegałem, że jest niebezpieczna dla zdrowia piłkarzy i nie będzie można na niej grać w przypadku deszczu – mówi Kowalczuk.
O wspomnianej przez Kowalczuka „nowej koncepcji NCS” informowaliśmy na łamach DGP pod koniec września, gdy rozstrzygany był przetarg na kolejną, piątą murawę w zaledwie rocznej historii areny. Wygrała firma Zielona Architektura, która zaproponowała cenę 582 tys. zł.
– Po meczu dostawca murawy może ją zabrać. Według warunków przetargu możemy wykorzystać ją jeszcze raz, gdy się okaże, że przyda się na kolejną imprezę – tłumaczyła nam rzecznik NCS Daria Kulińska.
Problem w tym, że nową murawę ułożono niemal bezpośrednio na betonowej niecce stadionu. Tymczasem poprzednia, na której grali piłkarze podczas Euro, leżała na warstwie ziemi o grubości 37 centymetrów.
– Obecnie ma ona 10 cm. W efekcie nie jest w stanie absorbować dużych ilości wody – wyjaśnia Kowalczuk.
Czemu jednak NCS zdecydowało się na takie rozwiązanie? Według jednego z menedżerów, który prosi o zachowanie anonimowości, chodzi o pieniądze. – Stadion ma na siebie zarobić, a tak się nie stanie, jeśli będą się na nim odbywać wyłącznie mecze – mówi DGP.
Imprezą, która wypełniła stadion do ostatniego miejsca, był wrześniowy koncert Coldplaya. Aby mógł się odbyć, należało zedrzeć murawę – fani stali na betonowej niecce Narodowego. – Na mecze z RPA i Anglią potrzebna była nowa trawa. Ta sytuacja będzie się powtarzać, stąd podobne problemy na pewno się nie skończą – wyjaśnia nasz rozmówca.
40 mln zł zostało zmarnowane przez spółkę zarządzającą stadionem
Taka sytuacja to wynik decyzji podjętej jeszcze w 2007 roku o tym, że Stadion Narodowy będzie obiektem typowo piłkarskim. Według naszego rozmówcy dopiero później zdano sobie sprawę, że stadion musi na siebie zarabiać. Jednak tuż przed samym turniejem Euro władze NCS ogłosiły, że znalazły nowe rozwiązanie. Miała nim być murawa modułowa, w specjalnych paletach, które jak klocki ustawiałoby się na płycie stadionu przed każdym meczem.
– W tym celu specjalnie wzmacnialiśmy nieckę, ułożyliśmy odpowiednią instalację do podgrzewania i drenowania. Oceniam, że kosztowało to około 40 milionów – mówi jeden z pracowników konsorcjum Alpine, Hydrobudowy i PBG, które budowało stadion.
Jednak już po poniesieniu tych kosztów, NCS wycofało się z pomysłu murawy modułowej. Oficjalnie dlatego, że przedstawiciele federacji piłkarskiej nie zgodzili się na taki pomysł. – Dzisiejsze rozwiązanie jest najgorszym z możliwych. Murawa jest zbyt słaba dla piłkarzy, a jednocześnie nie rozwiązuje problemu innych imprez – uważa nasz rozmówca.
Zagraniczna prasa o polskiej kompromitacji
Angielskie media oczywiście nie mogły przepuścić takiej okazji i mocno dworują sobie z farsy na Stadionie Narodowym w Warszawie, ale co ciekawe, wcale nie piszą o sprawie tylko w kontekście skandalu. Zwracają uwagę też na kilka innych aspektów. Oczywiście nie mogą się nadziwić, dlaczego na nowo wybudowanym – za 400 milionów funtów – stadionie nie można zamknąć dachu i kto za to odpowiada. Angielscy dziennikarze w Warszawie – o czym pisze korespondent „Guardiana” – sugerowali, że trzeba odesłać do kraju trochę polskich hydraulików.
Ale tenże sam „The Guardian” zwraca uwagę na skandaliczne potraktowanie kibiców obu drużyn, którzy ponad godzinę stali na deszczu w oczekiwaniu na oficjalną informację o odwołaniu meczu, choć decyzja w tej sprawie została już podjęta. Gazeta pisze, że zasługują oni na jakiś gest, szczególnie że wielu fanów musiało albo wracać w środę rano, albo ponosić dodatkowe koszty. Oczywiście gazeta bardziej troszczy się o angielskich kibiców, którzy rzeczywiście byli w trudniejszej sytuacji, ale wcale nie domaga się rekompensat od strony polskiej.
Korespondent konserwatywnego „Daily Telegraph” zwraca uwagę, że historia z dachem nie może przekreślić sukcesu Euro 2012, po którym tysiące fanów wracało do swoich krajów z bardzo pozytywnymi wrażeniami z Polski.
Angielskie media piszą, że odwołanie meczu z powodu padającego deszczu jest niewielkim skandalem w porównaniu z tym, co się wydarzyło tego samego dnia w Serbii podczas meczu młodzieżowych reprezentacji obu krajów. Czarnoskórzy piłkarze byli obrażani, a spotkanie skończyło się wielką bójką z udziałem obu drużyn.

bjn

OPINIA PRAWNA

Jacek Świeca - radca prawny, partner zarządzający w Kancelarii Prawnej Świeca i Wspólnicy

Sytuacja, jaka miała miejsce we wtorek na Stadionie Narodowym, wywołała nie tylko burzę medialną. Przede wszystkim stworzyła wszystkim kibicom możliwość prawną do skutecznego dochodzenia roszczeń.
Chodzi przede wszystkim o naprawienie szkody, jaka spowodowana została u każdego kibica, na skutek odwołania meczu. Przyczyną był ulewny deszcz, jednakże nie może to stanowić argumentu, jak chociażby sytuacja siły wyższej. Warunki pogodowe zdecydowanie są, a przynajmniej w tym wypadku były, do przewidzenia.
Organizatorem całego wydarzenia był PZPN, i to on powinien nie tylko przewidzieć konieczność podjęcia określonych działań zabezpieczających, ale także odpowiedzialny jest za imprezę jako całość. Każdy kibic, nabywając bilet na mecz, zawarł z PZPN umowę, która nie została wykonana. Nie zmienia tego fakt przesunięcia meczu na dzień następny. Umowa była konkretna – kibic nabywa bilet na imprezę, która odbyć się ma konkretnego dnia o konkretnie wskazanej godzinie.
PZPN, jako organizator, może mieć oczywiście pretensje do innych podmiotów odpowiedzialnych za stan stadionu, dachu itd. Kibiców to jednak nie interesuje, stroną umowy z nimi był bowiem bezpośrednio PZPN.
Kibice dochodzić mogą nie tylko zwrotu kosztów poniesionych za bilet, lecz także wydatków na podróż, hotel, utracony zarobek. Zgodnie bowiem z art. 415 kodeksu cywilnego, kto z winy swojej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia, i to w pełnej wysokości. Oczywiście każdy kibic, po zebraniu dowodów, takich jak bilet, rachunek z hotelu lub dowód uiszczenia opłat za podróż, może wystąpić z roszczeniami samodzielnie. Z uwagi jednak na znaczną liczbę poszkodowanych sugerowanym rozwiązaniem jest złożenie pozwu w postępowaniu grupowym. Minimalna ilość powodów to 10 osób, a zatem nie budzi chyba niczyich wątpliwości, że minimum zostanie spełnione.