Wiceprezydent Joe Biden i republikański kandydat do tego urzędu, kongresman Paul Ryan, przez 1,5 godziny zażarcie spierali się na temat kluczowych problemów polityki krajowej i zagranicznej w czwartkowej debacie telewizyjnej w Danville w stanie Kentucky.

Jej wynik ocenia się jako remis ze wskazaniem na Ryana.

Biden twardo odpierał ataki Ryana na politykę administracji prezydenta Baracka Obamy i - jak zauważyli obserwatorzy - przypomniał słabości prezydenckiej kampanii Republikanów, m.in. gafy ich kandydata do Białego Domu, Mitta Romneya. Wzbraniał się przed tym sam Obama w przegranej debacie w Denver z kandydatem GOP.

Wiceprezydent wypomniał m.in. Romneyowi jego osławioną wypowiedź, że 47 procent Amerykanów nie płaci podatków - co nie jest prawdą - i naciąga państwo na zasiłki socjalne.

"No cóż, z pana ust słowa (też) nie zawsze wypływają właściwie" - odciął się Ryan w obronie prezydenckiego kandydata. Była to aluzja do werbalnych potknięć Bidena.

"Ja zawsze mówię to, co myślę" - odpowiedział wiceprezydent.

Ofensywna taktyka Bidena miała zatrzeć złe wrażenie po defensywnym i biernym występie prezydenta w debacie w Denver, po której zaczął on tracić pole do Romneya w sondażach.

Debata w Danville obfitowała w wiele ostrych starć słownych i fajerwerków retoryki. Obaj politycy często wchodzili sobie w słowa lub przekrzykiwali się nawzajem.

Bezrobocie spada czy rośnie?

Ryan przedstawił czarny obraz sytuacji ekonomicznej USA za rządów Obamy i zarzucił mu, że ponosi za to winę.

"Gospodarka ledwo posuwa się do przodu. Zmierzamy w złym kierunku. Nie tak wygląda prawdziwa poprawa po recesji.(...) Prezydent Obama nie przedstawił żadnego wiarygodnego planu. Wygłaszał tylko przemówienia. To właśnie otrzymaliśmy od tej administracji - przemówienia, a nie przywództwo" - nacierał kongresman.

Dodał, że w rodzinnym mieście Bidena, Stranton w Pensylwanii, bezrobocie sięga 10 procent.

"Źle czyta pan statystyki. Bezrobocie (w kraju) spada" - ripostował wiceprezydent.

Według najnowszego komunikatu rządu, bezrobocie zmniejszyło się do 7,8 procenta, ale drugie tyle Amerykanów nie ma pracy na pełnym etacie i zarabia dużo mniej niż przed kryzysem.

Funduszowi emerytalnemu grozi bankructwo

Biden podkreślił zagrożenia dla klasy średniej łączące się, jego zdaniem, z planem budżetowym Romneya i Ryana. Mówił m.in. o perspektywie radykalnych cięć programów społecznych i strat finansowych emerytów w razie wcielenia w życie republikańskiej reformy federalnego funduszu ubezpieczeń zdrowotnych dla osób starszych, tzw. Medicare.

"Kongresowe Biuro Budżetowe obliczyło, że będzie ona kosztować emerytów ponad 6000 dolarów rocznie" - powiedział.

Ryan replikował, że trzeba zreformować Medicare i państwowy fundusz emerytalny Social Security, "ponieważ one bankrutują". Podkreślił, że plan Republikanów zmierza do zmniejszenia rosnącego deficytu budżetowego.

Biden przypomniał, że demokratyczna administracja odziedziczyła fatalną sytuację gospodarki po republikańskiej ekipie prezydenta George'a W. Busha i przyczyniła się do niej polityka Republikanów w Kongresie.

"Mówią (Republikanie - PAP) o recesji tak, jakby spadła ona z nieba. A przyczynił się do tego ten człowiek" - tu Biden wskazał na Ryana - "który głosował za sfinansowaniem na kredyt dwóch wojen" - powiedział.

"Milionerzy nie potrzebują pomocy, klasa średnia jej potrzebuje"

Ryan był przewodniczącym Komisji Budżetowej Izby Reprezentantów i, jak inni Republikanie, sprzeciwiał się podniesieniu podatków na wojny w Iraku i Afganistanie, co powiększyło deficyt.

Biden atakował też republikański plan obniżenia podatków obejmujący również najzamożniejszych Amerykanów.

"Milionerzy nie potrzebują pomocy, klasa średnia jej potrzebuje" - powiedział.

Dodał, że Demokraci chcieli stymulować wzrost gospodarki przez cięcia niektórych podatków, ale nie od bogaczy. Plan ten zablokowali w Kongresie Republikanie.

Spór o politykę zagraniczną

Biden polemizował też z atakami Ryana na politykę międzynarodową demokratycznej administracji - plan wycofania wojsk z Afganistanu, politykę wobec Iranu i powstania w Syrii.

Kongresman zarzucił administracji Obamy, że niepotrzebnie ogłosiła 2014 r. jako nieprzekraczalny termin wycofania wojsk USA z Afganistanu.

"Nie można stracić zdobyczy, które już tam mamy. Chcemy, żeby transfer w 2014 r. był udany, dlatego trzeba zapewnić dowódcom to, czego chcą" - powiedział. Argumentował, że wyznaczenie harmonogramu ewakuacji wojsk zachęca talibów, żeby "przeczekali Amerykanów" do 2014 r.

Ryan odnosił się do sygnałów, że wojna w Afganistanie daleka jest od rozstrzygnięcia i do argumentów, że pochopne wycofanie wojsk grozi ponownym opanowaniem tego kraju przez islamskich ekstremistów.

"Chcieliśmy zabić bin Ladena"

Biden ripostował, że trzeba było wyznaczyć terminarz ewakuacji wojsk, aby zmobilizować Afgańczyków, aby sami wzięli na siebie zadania ochrony bezpieczeństwa w swoim kraju.

"Naszym celem było zdziesiątkowanie Al-Kaidy, zabicie Osamy bin Ladena, co zrobiliśmy. Zgodziliśmy się na wycofanie wojsk, bo to obowiązek Afgańczyków zająć się bezpieczeństwem Afganistanu. 49 państw-naszych sojuszników popiera nasze stanowisko w tej sprawie" - oświadczył.

Ryan zaatakował następnie politykę Obamy wobec Iranu, obwiniając go, że reżim tego kraju nadal pracuje nad produkcją broni nuklearnej.

"Ajatollahowie myślą sobie: możemy budować bombę" - powiedział.

Biden ripostował, że sankcje na Iran uchwalone z inicjatywy administracji działają, bo gospodarka tego kraju przeżywa kryzys.

Mówiąc o powstaniu w Syrii, Ryan zarzucił rządowi Obamy, że na jego początku nazwał prezydenta Baszara el-Asada "reformatorem" i potem czekał, aż kryzys rozwiąże ONZ, gdzie Rosja blokuje ostrzejsze posunięcia wobec reżimu syryjskiego.

Zapytany jednak przez prowadząca debatę dziennikarkę, co Republikanie zrobiliby innego, powtórzył tylko: "Nie nazwalibyśmy Asada reformatorem i nie liczylibyśmy na ONZ".

Biden przypomniał, że USA pomagają opozycji syryjskiej, która dostaje broń od krajów arabskich.

Powiedział też, że krytykując politykę administracji na Bliskim Wschodzie Republikanie sugerują "nową wojnę".

Ryan podkreślał, że "nikt nie proponuje" interwencji wojskowej w Syrii. Zapytany kiedy, według niego, zagraniczna interwencja zbrojna USA jest uzasadniona, odpowiedział: "Tylko w obronie strategicznych interesów narodowych USA".

Kongresman krytykował wreszcie potknięcia administracji w sprawie ataku na konsulat USA w Benghazi, w którym zginął amerykański ambasador w Libii. Rząd ogłosił najpierw, że był on efektem spontanicznych demonstracji przeciw antymuzułmańskiemu filmowi, ale potem przyznał, że chodziło o zaplanowany atak terrorystyczny.

Biden tłumaczył, że wynikało to z początkowo błędnej oceny sytuacji przez wywiad.

W pierwszych komentarzach po debacie w Danville przeważa opinia, że Biden wywalczył co najmniej remis w starciu na argumenty. Nawet część konserwatywnych komentatorów - np. Charles Krauthammer w prawicowej telewizji Fox News - przyznawała, że wiceprezydent wygrał w polemice na niektóre tematy.

Negatywnie oceniono jednak styl Bidena, który okazywał lekceważenie dla swego przeciwnika, kiedy ten krytykował politykę Obamy. Przez większą część debaty wiceprezydent reagował na ataki sarkastycznym uśmiechem albo mówił, że Ryan "plecie androny".

Demokratyczni stratedzy bronili Bidena mówiąc, że reagował tak spontaniczne na "oczywiste nonsensy" wypowiadane przez Ryana.