Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD) zorganizował przetarg na system odcinkowego pomiaru prędkości, mimo że żadne z urządzeń służących do tego celu nie może obecnie w Polsce działać.
Urządzenia miałyby mierzyć średnią prędkość samochodu na odcinku nawet kilkunastu kilometrów. Jeśli po ich przejechaniu okaże się wyższa niż dopuszczalna, system prześle informację do GITD, a ten wystawi mandat.
Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że żadne z urządzeń, które są przedmiotem przetargu GITD, nie ma tzw. zatwierdzenia typu wydawanego przez Główny Urząd Miar. Jest to swego rodzaju homologacja sprzętu, podczas której poddawany jest badaniom laboratoryjnym. Bez tego dokumentu urządzenie nie ma prawa działać w Polsce, a tym bardziej na podstawie jego pomiarów nie można wystawiać mandatów.
GUM w sprawie trwającego przetargu się nie wypowiada.
GITD broni się, że w momencie rozpoczęcia procedury decyzja GUM nie jest konieczna. – Na dzień składania ofert wymagane było posiadanie zatwierdzenia typu lub przedłożenie wniosku do GUM o wydanie takiej decyzji – tłumaczy rzecznik GITD Alvin Gajadhur. Dodaje, że sama decyzja zatwierdzenia typu wymagana będzie na etapie składania ofert w postępowaniu cząstkowym, prowadzonym na podstawie zawartej umowy ramowej.
– Tym samym urządzenia, które wejdą do eksploatacji, będą musiały posiadać niezbędne dokumenty z GUM – zaznacza Gajadhur.
Ale ekspert i biegły sądowy w zakresie pomiaru prędkości Jarosław Teterycz uważa, że przetarg jest zorganizowany tak, jakby z góry zakładano, że GUM wyda pozytywną opinię o urządzeniach.
– Według mnie jest to marnowanie publicznych pieniędzy. Wiadomo, że ostatecznie kupowane urządzenia muszą mieć zatwierdzenie typu. Wymóg posiadania go powinien być na samym początku. Wtedy na pierwszym etapie mogłoby się okazać, że nikt nie ma zatwierdzenia typu, więc nie ma sensu finansować dalszej części postępowania – stwierdza.

Urzędnicy narażają budżet na straty, ogłaszając niepewny przetarg

Bo wydanie przez GUM pozytywnej decyzji dotyczącej nowych urządzeń wcale nie jest oczywiste.
– Sprawdzenie prawidłowości mierzenia prędkości odbywa się w GUM za pomocą bramek Tag Heuera. Według mojej wiedzy te bramki mogą prowadzić pomiar na odcinku kilkudziesięciu metrów. Jak więc za ich pomocą zweryfikować urządzenie, które ma pracować na odcinku kilku kilometrów? – pyta ekspert. Jeśli ma rację, to okaże się, że pieniądze wydane na przetarg zostały zmarnowane.
Działania GITD są efektem szybkiego tempa dozbrajania inspekcji w walce z drogowymi piratami.
Na polskich drogach właśnie trwa montaż pierwszej partii nowych fotoradarów. Początkowo będzie ich 300. Docelowo znacznie więcej. W październiku na drogach mają się pojawić nieoznakowane radiowozy GITD wyposażone w radary. A za kilka miesięcy zacznie działać automatyczny system weryfikacji zdjęć z fotoradarów, który znacznie przyspieszy wystawianie mandatów.
GITD twierdzi, że zależy mu wyłącznie na bezpieczeństwie kierowców. A może raczej chodzi o kwotę 1,2 mld zł, jaką zgodnie z założeniami ministra finansów mają w tym roku wpłacić kierowcy w postaci mandatów?