Prezydent Syrii Baszar el-Asad oświadczył w niedzielę, że jego rząd nie ma nic wspólnego z masakrą ponad setki cywilów w mieście Hula. Ocenił, że Syrii grozi "prawdziwa wojna" i zapowiedział dalszą walką z "terrorystami" zagrażającymi bezpieczeństwu kraju.

Według syryjskiego prezydenta winę za masakrę cywilów w Huli ponoszą terroryści, a nie - jak twierdzi społeczność międzynarodowa - władze w Damaszku. "Nawet potwór nie dopuściłby się takiego aktu" - podkreślił Asad w przemówieniu na pierwszym posiedzeniu nowego parlamentu w Damaszku. Było to jego pierwsze publiczne wystąpienie od stycznia.

Prezydent dodał, że Syria "musi walczyć z terroryzmem, jeśli kraj ma się uzdrowić. Nie będziemy pobłażliwi, wybaczymy tylko tym, którzy zerwą z terroryzmem".

"Wyzwano nas do walki, czego skutkiem stał się rozlew krwi, którego jesteśmy obecnie świadkami" - podkreślił. Zapowiedział jednak, że wojna ta "wkrótce się zakończy".

Asad jednocześnie wykluczył dialog z siłami opozycji, która uciekła z kraju.

W wyniku ataku sił rządowych w mieście Hula, zginęło 108 osób, w tym 49 dzieci i 34 kobiety. Rząd syryjski utrzymuje, że odpowiedzialność za ich śmierć ponoszą rebelianci.

Na znak protestu wobec masakry cywilów wiele państw, w tym Australia, Francja, Wielka Brytania i Niemcy, wydaliło syryjskich dyplomatów. Rada Bezpieczeństwa ONZ w specjalnej rezolucji potępiła reżim w Damaszku za masakrę, a UE rozważa wprowadzenie wobec Syrii kolejnych sankcji.

Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w wyniku trwającego od marca 2011 roku konfliktu zbrojnego między przeciwnikami reżimu prezydenta Asada a siłami rządowymi zginęło już około 13 tys. ludzi.