Żadna z lewicowych partii - ani SLD, ani Ruch Palikota - samodzielnie nie mają szans na sięgnięcie za trzy lata po władzę - uważają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Według nich sukcesowi wyborczemu sprzyjałaby współpraca Sojuszu z RP, jednak - oceniają - widoków na razie na nią nie ma.

Psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński uważa, że przyszłość lewicy należy do Ruchu Palikota; politolog prof. Radosław Markowski ocenia, że obie partie mają szansę na rządzenie, ale tylko jako ewentualny koalicjant PO. Socjolog dr Jarosław Flis większe szanse wyborcze daje koalicji SLD-RP - podkreśla jednak, że musiałaby ona zbudować skrzydła i umiejętnie "grać nimi", tak by stworzyć ofertę programową również dla elektoratu bardziej centrowego i prawicowego.

Okoliczności sprzyjają lewicy

Jak zauważa prof. Markowski, lewica teoretycznie ma szansę na to, żeby wrócić do władzy, ponieważ sprzyjają jej okoliczności w kraju. "Po pierwsze, mamy do czynienia z dwoma prawicowymi partiami, które zdominowały 80 proc. parlamentu i 70 proc. wyborców. Z kolei jak się patrzy na autoidentyfikację Polaków, to takiego przechyłu prawicowego nie ma - ludzie myślący lewicowo są, tylko nie są zmobilizowani. Po drugie, jest w Polsce Kościół katolicki i jego działalność: zwalczanie od prezerwatyw począwszy, na badaniach prenatalnych skończywszy. To jest naturalne pole do popisu dla lewicy" - podkreślił Markowski.

Trzecią okolicznością, według eksperta, która teoretycznie sprzyja lewicy, jest kryzys ekonomiczny. "Problem natomiast w Polsce jest taki, że ostatnie kilka lat to nieprawdopodobny sukces makroekonomiczny Polski - na tle innych państw my się rozwijamy. W zeszłym roku mieliśmy 4,5-procentowy wzrost gospodarczy. Oczywiście on jest nierówno dzielony, służba zdrowia nie działa tak, jak trzeba, jest duże bezrobocie wśród ludzi młodych. Społeczeństwo jest jednak ewidentnie zadowolone z sytuacji w kraju, a to nie jest paliwo dla lewicy" - podkreślił prof. Markowski.

Ani osobno, ani w koalicji

Według niego aby partie były skuteczne w swych działaniach, muszą mieć dwie rzeczy: dobry program w sensie merytorycznym i tzw. competence, czyli umiejętność przekonania wyborców do tego, że są w stanie rządzić. "Wydaje mi się, że lewica - mam tu na myśli przede wszystkim SLD - nie przekonują, że mają dobry program. Drugi problem jest taki, że nikt specjalnie nie wierzy, że oni stworzą jakąś formację, która naprawdę będzie mogła to, o czym mówi, wprowadzić w życie" - ocenił politolog.

Markowski jest zdania, że żadna z partii - ani SLD, ani RP - ani nawet te dwa ugrupowania w koalicji nie mają w ciągu najbliższych trzech lat szans na to, żeby samodzielnie rządzić - jedyną szansą jest współrządzenie z PO. Jak zauważył, wśród dzisiejszych zwolenników PO jest ogromne grono osób, które w przeszłości głosowało na Sojusz. "Wychodzenie z hasłami, że oni tu przychodzą po to, żeby zwalczyć Platformę i zamiast nich być, natychmiast oznacza to, że prawdopodobnie znowu PiS będzie rządził. To nie jest ta propozycja. Propozycją jest przynajmniej za trzy lata udawać solidnego, sensownego partnera tej dużej partii, z którą da się modernizować kraj, a za 7-8 lat może i wygrać" - przekonuje ekspert.

Jego zdaniem w takiej konfiguracji zarówno SLD, jak i RP mogłyby się zająć realizacją własnych postulatów: Palikot dążeniem do "normalizacji" stosunków państwo-Kościół, troską o małego i średniego przedsiębiorcę, a Sojusz - sytuacją kobiet, redystrybucją, służbą zdrowia, transportem publicznym.

W ocenie prof. Markowskiego póki co niewiele wskazuje na to, by SLD i Ruch Palikota nawiązały jakąś formę współpracy. "Na razie się na to nie zanosi, ja z resztą nie jestem insiderem, nie wiem, czy to jest taki podział ról, czy konflikt między tymi partiami rzeczywiście jest, zobaczymy - do wyborów jeszcze daleko" - zaznaczył politolog.



Cyfrowy Palikot i analogowy Miller

Prof. Czapiński większe szanse na sukces daje Ruchowi Palikota niż SLD. "Jeśli Leszek Miller liczy, że otrze się o władzę w kolejnych wyborach, to albo daje wyraz ogromnej naiwności, albo cynizmu. Nie widzę żadnych szans na to, żeby SLD zbliżyło się w ogóle do takiego wyniku, który choćby nawet w koalicji z jakimś innym ugrupowaniem miałby szansę na powtórkę rządów. Palikot natomiast jeśli nie dokona jakiejś wolty o 180 stopni, a w jego przypadku to nie jest wykluczone, to ma rzeczywiście szansę pójść do przodu" - podkreślił Czapiński.

Jak ocenił, różnica między Millerem a Palikotem jest taka jak "między epoką analogową a cyfrową". "Analogowy jest Miller, a cyfrowy - Palikot i jego zwolennicy. To do nich niewątpliwie należy przyszłość, a nie do formacji analogowej" - zaznaczył prof. Czapiński.

Według niego powrotowi do władzy sprzyjałoby porozumienie obu formacji. "Nawet gdyby to była taka programowa koalicja, a nie wchłonięcie jednego ugrupowania przez drugie, to niezwykle wzrosłyby szanse na przejęcie władzy po PO" - uważa ekspert.

Jak zauważył jednak, przeszkodą na drodze ku jakiejś formie porozumienia są liderzy obu formacji.

Czapiński ocenił też, że propozycje programowe SLD jak np. wprowadzenie 50-proc. stawki PIT dla najbogatszych jest nietrafiona. "Dla młodszego pokolenia Polaków hasła typu trzeci próg podatkowy albo są bardzo nieprzyjemne, albo obojętne, natomiast hasła, które prezentuje Palikot: otwarcia obyczajowego, zmiany mentalności Polaków to jest niewątpliwie to, co pociąga najmłodszych Polaków. W tym sensie zdecydowanie lepszą przyszłość widzę przed Januszem Palikotem niż przed Leszkiem Millerem" - zaznaczył prof. Czapiński.

Według niego to, co szkodzi i powoduje spadek notowań RP, to brak konsekwencji w prezentowaniu programu. "Raz wyraźnie ma twarz antyklerykalną, innym razem wycisza ten wątek, przestaje domagać się usuwania krzyży z miejsc publicznych, a zaczyna akcentować swobody obywatelskie. Teraz z kolei wziął się za gospodarkę, nie ma wyraźnej spójności w ofercie programowej Ruchu Palikota, więc trochę skołowani są ci jego potencjalni wyborcy" - uważa ekspert.

Wszystkie scenariusze są możliwe

Flis również jest zdania, że współpraca SLD i ugrupowania Janusza Palikota powinna teoretycznie sprzyjać sile. "Z jednej strony jest arytmetyka wyborcza, która jednoznacznie pokazuje, że duży dostaje więcej, pytanie tylko, czy budowanie takich szerokich porozumień nie prowadzi do jeszcze większych strat na skrzydłach, czy nie prowadzi do odpływu elektoratów" - zastanawiał się Flis.

Według niego elektoraty SLD i Ruchu Palikota różnią się od siebie: wyborcy Sojuszu sami określają siebie jako lewicowych, więc SLD ma minimalne szanse na poparcie wyborców określających się jako prawicowi. "Nie można tego powiedzieć o Ruchu Palikota, u którego elektoratu identyfikacje lewicowe są słabsze, a nie brakuje też wyborców określających swe poglądy jako prawicowe. Jak oni jednak przyjęliby taki radykalny zwrot w lewo?" - zastanawiał się Flis.

Zdaniem Flisa aby duża formacja lewicowa miała szansę na scenie politycznej, musiałaby nauczyć się "grać skrzydłami". Jak zauważył jednak, zarówno w Sojuszu, jak i w Ruchu Palikota brakuje polityków, którzy by je reprezentowali. "W SLD w ogóle nie ma jakiegoś nadmiaru osobowości, które można byłoby w takich rolach widzieć, tak jak działo się to w czasach świetności SLD. W Ruchu Palikota jest jeszcze gorzej, bo to jest ruch zbudowany wokół jednej osoby, która sama nie może grać skrzydłami. Próbuje, ale wychodzi z tego ruch zygzakiem: raz wspiera reformę emerytalną, a chwilę później się ogłasza pomysł, by państwo budowało fabryki" - zauważa ekspert.

Flis zwrócił ponadto uwagę, że wyborcy ponaddwukrotnie częściej określają swe poglądy jako prawicowe niż lewicowe, w związku z tym SLD i Ruch Palikota powinny spróbować odwołać się do wyborców centrum, nie zapominając przy tym o swym twardym elektoracie. "Partia, która ruszy do centrum, musi mieć pewność, że za nią jest tylko ściana, bo inaczej może się okazać, że zostaje z niczym, że ktoś inny przejął jej twardy elektorat, a nowego nie wystarczy do tego, żeby odnieść sukces. Moim zdaniem obie partie: SLD i RP zabezpieczają sobie teraz tyły, tyle tylko, że nie ruszają w kierunku centrum" - zaznaczył socjolog.

Jak podkreślił Flis, dziś trudno jednoznacznie przewidzieć przyszłość obu partii. "Wszystkie trzy scenariusze: rozwoju, stagnacji i upadku wydają się i dla SLD, i dla Ruchu Palikota równie prawdopodobne. Oczywiście, one mogą też być sprzężone ze sobą, tzn. upadek jednej z tych partii spowoduje rozwój drugiej i przejście do ofensywy, ale równie dobrze można sobie wyobrazić po prostu stagnację na poziomie, gdzie obydwaj liderzy będą walczyć o to, który z nich ma 8 proc., a który 10 proc." - zaznaczył socjolog.

"Nie ma więc w tej chwili żadnych podstaw do prognozy, jak to będzie - siły na dziś wydają się być względnie wyrównane. Każda strona ma swoje atuty i ograniczenia" - dodał.