Kiedy czeka nas wzrost, stagnacja albo klapa? „DGP” przedstawia trzy drogi, którymi może podążyć rząd.
Najbliższe cztery lata będą miały dla państwa szczególne znaczenie. Polska może się znaleźć w elitarnym klubie stabilnych krajów Europy albo wpaść w korkociąg, w jakim są dziś Grecja czy Włochy.
Zakładając, że nie rozpadnie się strefa euro, cała inicjatywa znajduje się w rękach premiera. Ma on wszystkie narzędzia, by przeprowadzić reformy i wyprowadzić kraj na ścieżkę wzrostu. W ostatnim 20-leciu żadna ekipa nie miała przed sobą całej kadencji z przychylnym prezydentem i stabilnym koalicjantem. To pozwala gabinetowi Tuska planować działania nie na rok, ale na najbliższe kilkanaście lat.
Obecna kadencja pokazała jednak, że premier nie działa ofensywnie. Dlatego przedstawiamy scenariusze, jak Polska może wyglądać za cztery lata.

Scenariusz krytyczny: 0 – 2 proc. wzrostu PKB

Spory wewnątrz koalicji powodują paraliż decyzyjny. Budżety są uchwalane z roku na rok, a Polska ma kłopot z utrzymaniem deficytu w granicach 3 proc. W obawie o koszty polityczne rząd nie przeprowadza reform emerytalnych, deficyt 200 mld zł w FUS jest problemem dla finansów państwa. Nie można zreformować administracji. Jej efektywność spada, liczba urzędników rośnie, jeszcze bardziej obciążając budżet centralny i samorządów. Gospodarkę przygniata obowiązek redukcji CO2, co obniży wzrost PKB o 1,4 proc. Nie ma spójnej polityki energetycznej, słaby rząd nie potrafi zliberalizować rynku gazu, hamując eksploatację złóż gazu łupkowego.
Międzynarodowa ocena Polski spada, co powoduje wzrost długu publicznego. Dobijamy do konstytucyjnej granicy 60 proc. zadłużenia. Gospodarka trwale spowalnia. Efekt: stajemy się peryferiami, krajem, do którego nie pukają inwestorzy. Na ulice wychodzą oburzeni.

Scenariusz stagnacyjny: 2 – 3 proc. wzrostu PKB

Rząd jest na tyle silny, że w miarę sprawnie zarządza państwem i budżetem. Udaje mu się wyrwać upragnione 80 mld euro z Brukseli. Ma jednak kłopoty z długofalowym zrównoważeniem finansów, nie jest w stanie rozwiązać problemów perspektywicznych, takich jak luka w systemie emerytalnym czy spadająca liczba osób w wieku produkcyjnym. Polska zaczyna tracić dystans do twardego centrum Europy. Choć utrzymuje wzrost, to jej perspektywy słabną.

Scenariusz wzrostowy: 4 – 5 proc. wzrostu PKB

Rząd przygotowuje plan działań na cztery lata. Udaje mu się zbilansować finanse, w 2015 r. deficyt zbija do 1 – 2 proc. PKB, dług publiczny zaczyna trwale spadać. Udaje się reforma administracji. – Wyzwaniem jest odseparowanie administracji od polityki – podkreśla prof. Antoni Kamiński, ekspert od administracji. Rosną pensje urzędników, ale ich liczba spada. Rząd wdraża zmiany stabilizujące system emerytalny, likwiduje przywileje i wydłuża wiek emerytalny. Oszczędności udaje się pogodzić z utrzymaniem wysokich wydatków inwestycyjnych, m.in. dzięki rozbudowaniu partnerstwa publiczno-prywatnego.
Konsekwentna polityka prorodzinna oraz imigracyjna pozwala zahamować spadek liczby ludności – według GUS w ciągu 10 lat ma ubyć 1,2 mln. Rząd stwarza warunki do wydobycia gazu łupkowego. Polska pnie się w ratingach, więc przybywa inwestycji. Złoty się umacnia, dług spada, utrzymuje się wysoki wzrost gospodarczy.
O wyborze ścieżki zadecydują najbliższe tygodnie. – Nie spodziewam się, że rząd przeprowadzi gruntowne reformy. Realniejszy jest scenariusz, że zadziałają pasywnie. Może przepchnąć kilka kwestii niebudzących dużego sprzeciwu, np. reformę emerytur mundurowych – mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów.
Rząd ma szanse, by sceptyków przekonać. Wiemy, że nie ma czegoś takiego jak reformy ostateczne, które trzeba wdrożyć, a potem usiąść i nic nie robić. Nie ma też reform bolesnych czy bezbolesnych. Są skuteczne lub takie, które za chwilę trzeba zaczynać od nowa.