Największe miasto Kanady, Toronto, jest jednocześnie najbardziej nielubianym miastem w kraju - wynika z najnowszego sondażu Leger Marketing.

Mieszczący się właśnie w Toronto ośrodek badawczy postanowił sprawdzić, jak Kanadyjczycy oceniają swoje miasta. Sondaż potwierdził prawdziwość opinii powtarzanych od lat. Okazało się, że podobnie jak w Polsce nie lubi się Warszawy, a we Francji ma się złe opinie o mieszkańcach Paryża, tak w Kanadzie 19 proc. mieszkańców ma złą opinię o Toronto.

Najgorszą opinię Toronto ma na zachodzie Kanady - aż 30 proc. mieszkańców prowincji Alberta nie lubi stolicy prowincji Ontario.

Jego mieszkańcy mają opinię snobów - powiedzieli PAP anonimowi rozmówcy. Zaznaczyli jednak, że inni ludzie im po prostu zazdroszczą tego, że Toronto jest finansowym centrum kraju, że tu są największe banki, giełda, tu się najwięcej dzieje, kwitnie życie artystyczne, a w klubach, dyskotekach i restauracjach można rzeczywiście wybierać.

"Tak jest od zawsze. To rzeczywiście kwestia zazdrości, szczególnie na zachodzie kraju" - powiedział PAP Paul Seeler, kamerzysta programu "The Fifth Estate" w telewizji CBC. "Pamiętam, że kiedyś kręciliśmy zdjęcia w Victorii (stolica prowincji Kolumbia Brytyjska - PAP). Wypożyczony samochód zaparkowaliśmy na ulicy, zapłaciliśmy w parkometrze. Staliśmy z kamerą kilka metrów dalej i nagle ktoś z ekipy zauważył parkingowego, który właśnie zaczął wypisywać mandat. Ktoś pobiegł do niego, tłumacząc, że nagrywamy i po prostu nie zauważyliśmy upływu czasu, ale już, zaraz płacimy. Parkingowy zapytał skąd jest nasza ekipa, a kiedy usłyszał, że z Toronto - dodał: tym bardziej wypiszę wam mandat" - opowiada Seeler.

"W Stanach Zjednoczonych, nawet jeśli ktoś nie mieszka w Nowym Jorku czy w Los Angeles, to wie, że są to miasta - symbole kraju i jest się czym chlubić. Trudno więc zrozumieć, dlaczego w Kanadzie tak się traktuje Toronto" - dodaje.

Kierowcy jeżdżą po chamsku, na ulicach są korki i jest drogo

"Toronto nie jest lubiane, bo uważa się, że kierowcy jeżdżą wręcz po chamsku, na ulicach są korki i jest drogo. Jest też stereotyp, że to miasto księgowych i adwokatów. Sama nie chcę mieszkać w dużych miastach, ale - lubię Toronto" - mówi Ewa Puciłowska z Hamilton.

Komentarze na forach internetowych potwierdzają to, co widzą mieszkańcy Toronto. Mieszkańcy zachodnich prowincji niechętnie patrzą na to, że choć roponośna Alberta jest prowincją dającą krajowi duże pieniądze, to nadal Toronto jest miastem utożsamianym z Kanadą. Mieszkańcom rolniczych prowincji na preriach też nie podoba się duża rola kosmopolitycznej stolicy Ontario. Mieszkańcom Toronto zarzuca się wyścig szczurów, zadzieranie nosa i nieuprzejmość - a uprzejmość jest dla Kanadyjczyków bardzo istotna.

Mieszkając w Toronto trudno jednak nie odnieść wrażenia, że te opinie bazują na kilku niedobrych doświadczeniach, które zdarzyć się mogą wszędzie. Trudno zarzucić mieszkańcom Toronto, że są snobami. Prośba o wskazanie drogi spotyka się z życzliwą pomocą, rzadko trafia się na nieuprzejmych ludzi. W porównaniu z Paryżem czy Londynem w Toronto żyje się powoli, zaś mieszkańcy Warszawy byliby szczęśliwi, gdyby korki uliczne były tylko takie jak w Toronto. Na ogólnym wizerunku miasta ciążyć jednak może czasami fakt, że ma ono wielu nowych mieszkańców, imigrantów niezbyt dobrze mówiących po angielsku, nie najlepiej znających miasto i jeszcze niezupełnie dostosowanych do lokalnej obyczajowości.

Ciekawostką sondażu jest wysoka pozycja kanadyjskiej stolicy - Ottawy. Aż 82 proc. Kanadyjczyków dobrze ocenia to miasto.

Z Toronto Anna Lach (PAP)

lach/ cyk/