W minionym dziesięcioleciu wzrosła w USA liczba ludzi żyjących na tzw. obszarach skrajnej biedy - wynika z najnowszego raportu waszyngtońskiego Brookings Institution.

"Obszary skrajnej biedy" to swego rodzaju getta nędzy - tereny, najczęściej dzielnice wielkich miast, w których co najmniej 40 procent populacji żyje poniżej progu ubóstwa, czyli - według umownej definicji rządu USA - poniżej granicy dochodów 22 300 dolarów rocznie na czteroosobową rodzinę.

Obecnie na takich terenach mieszka ponad 10 procent Amerykanów żyjących w ubóstwie - o 1 procent więcej niż w 2000 roku.

Nadal jednak jest w tej sytuacji mniej osób niż w 1990 roku, kiedy na takich terenach żyło 14 procent. W latach 90. margines ubóstwa w USA się zmniejszał, ale w następnej dekadzie nastąpił trend odwrotny.

Według socjologa z Uniwersytetu Harvarda, Williama J. Wilsona, który jest autorem pojęcia "obszarów skrajnego ubóstwa", ich mieszkańcy są bardziej niż inni Amerykanie zagrożeni przestępczością, częściej doświadczają bezrobocia, są zmuszeni chodzić do złych szkół i częściej żyją w rodzinach rozbitych i patologicznych.

Brookings Institution oparł swój raport na danych Biura Spisu Ludności.