Nieliczne grupki pasażerów czekały w środę po południu na katowickim dworcu na pociągi PKP Intericity. Pasażerowie, którzy w aglomeracji katowickiej mogli na podstawie biletów PR zamiast pociągami pojechać komunikacją miejską, nieco liczniej niż zwykle zapełnili autobusy.

"Trochę to irytujące, że trzeba jechać dłużej autobusem, ale - jeśli ludzie dają sobie dziś radę bez pociągów - może kolejarze zrozumieją, że nie są niezastąpieni" - powiedział PAP pan Tomek z Gliwic, który na katowickiej ul. Stawowej czekał po południu na powrót do domu autobusem linii 840 lub 870.

Gdy podjechał autobus nr 870, panu Tomkowi udało się nawet usiąść. Planowo przejazd do Gliwic miał mu zająć ok. 55 min., pociąg na tej trasie jedzie 20 min. krócej. Właściciele biletów miesięcznych Przewozów Regionalnych mogli na ich podstawie pojechać w środę komunikacją miejską na liniach zbliżonych do połączeń PR. Zgodzili się na to główni organizatorzy komunikacji miejskiej w regionie - Komunikacyjny Związek Komunalny GOP (KZK GOP) oraz Miejski Zarząd Komunikacji Tychy (MZK Tychy).

Niektórzy podróżni z większych miast, jak Gliwice, Zabrze, Bielsko-Biała, Tychy, Sosnowiec czy Częstochowa, korzystali też z możliwości przejazdu pociągami TLK przewoźnika PKP Intercity - na podstawie biletów okresowych lub jednorazowych PR. Składy TLK, które przejeżdżały przez Katowice, nie były na ogół bardzo zatłoczone.

W trudniejszej sytuacji znaleźli się podróżni z miejscowości spoza aglomeracji, gdzie nie zatrzymują się pociągi TLK. Pani Katarzyna z podtyskiego Kobióra, która zwykle dojeżdża pociągiem PR do Katowic, musiała najpierw jednym autobusem dojechać do Tychów, a potem przesiąść się w kolejny - do Katowic. Zajęło jej to ponad półtorej godziny; przejazd na tej trasie pociągiem trwa ok. 35 minut.

Regionalne media relacjonowały też wypowiedzi pasażerów z niewielkich miejscowości, jak Żarki Letnisko na linii kolejowej Katowice-Częstochowa - położonych z dala od głównych dróg i tras przejazdów autobusów międzymiastowych. Tacy podróżni musieli albo dotrzeć jakoś do większej stacji, gdzie zatrzymywały się rzadko jeżdżące pociągi TLK, bądź szukać sobie prywatnego transportu na własną rękę.

Według informacji działającego przy wojewodzie śląskim Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego, w środę torami woj. śląskiego miały jechać 434 pociągi. Jak informował szef Solidarności w śląskim zakładzie Przewozów Regionalnych Mariusz Samek, na tory nie wyjechał ani jeden.

"Strajkują maszyniści i drużyny konduktorskie. Stoi hala napraw. Wszyscy pracownicy nocnej i porannej zmiany przystąpili do strajku. Kasjerki na większości dworców nie sprzedają biletów i informują o pasażerów o akcji strajkowej. Strajkuje też część pracowników biur. Dla nas najważniejsze jest to, że stanęły wszystkie pociągi. To pokazuje, jak bardzo zdeterminowani są pracownicy" - relacjonował związkowiec.

Magdalena Tosza ze śląskiego zakładu PR przekazała PAP, że w związku ze strajkiem w regionie na szeroką skalę "prowadzona jest kampania informacyjna, której głównym celem jest dotarcie z informacją o wstrzymaniu ruchu pociągów do wszystkich klientów, tak aby uwzględnili to przy planowaniu podróży".

W środę z megafonów na katowickim dworcu co kilka minut odczytywano komunikat o odwołanych pociągach PR, a także informacje o możliwości podróży na podstawie biletów PR pociągami innych przewoźników. Podróżni sami musieli dopytywać jednak, skąd odjeżdżają inne środki transportu - np. prywatne busy i autobusy kursujące z Katowic autostradami A4 i A1 do Rybnika.