Władze Białorusi wykorzystują system międzypaństwowych umów o przepływach finansowych, by represjonować opozycję - uważa rzecznik MSZ Marcin Bosacki. Według niego MSZ dużo wcześniej zwracało uwagę na kwestię konsultacji ws. pomocy prawnej między resortem a prokuraturą.

Bosacki w czwartkowej rozmowie z PAP odniósł się w ten sposób do informacji PAP, że polska Prokuratura Generalna zrealizowała wniosek Białorusi o pomoc prawną ws. białoruskiego obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego.

Rzecznik MSZ zapewnił, że pomoc dla społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi będzie kontynuowana. "Jesteśmy za tym, żeby stworzyć system konsultacji przy udzielaniu pomocy prawnej między prokuraturą a MSZ. Zwracaliśmy na ten problem uwagę dużo wcześniej, zanim Prokuratura Generalna wysłała te dane do Białorusi" - powiedział.

Jak wyjaśnił, "tuż po sfałszowanych wyborach na Białorusi 19 grudnia 2010 roku i rozpoczętej wówczas w tym kraju fali represji MSZ podjęło konsultacje z wszystkimi właściwymi instytucjami polskimi po to, by wzmocnić bezpieczeństwo informacji dotyczącej kont bankowych w Polsce należących do obywateli Białorusi".

"W tych konsultacjach brała również udział Prokuratura Generalna. Mówimy tutaj o styczniu 2011 roku" - zaznaczył rzecznik MSZ.

"Pozycja Polski w Unii Europejskiej jako adwokata społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi została zachwiana"

Bosacki pytany przez PAP, jak to możliwe, że mimo tych konsultacji prokuratura zdecydowała się na przekazanie organom białoruskim danych finansowych znanego opozycjonisty, odpowiedział: "To są pytania do prokuratora generalnego i jego biura".

"Uważamy, że władze Białorusi wykorzystują system międzypaństwowych umów o przepływach finansowych, który ma służyć kontroli zagrożeń kryminalnych czy terrorystycznych do tego, aby wspierać działania represyjne przeciwko obywatelom, działaczom opozycyjnym" - oświadczył.

Jak zapewnił, "Polska kontynuuje działania wewnętrzne zmierzające do uniemożliwienia wykorzystania międzynarodowych procedur przeciwko opozycji na Białorusi".

Natomiast rozmówcy PAP z kręgów rządowych nie kryją, że są zbulwersowani postępowaniem Prokuratury Generalnej. "To sabotowanie działań naszej dyplomacji. Takim działaniem zostało podważone zaufanie, jakie miała Polska wśród białoruskiej opozycji" - powiedział PAP chcący zachować anonimowość wysoki urzędnik rządowy.

"Pozycja Polski w Unii Europejskiej jako adwokata społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi została zachwiana" - dodał.

W ubiegłym tygodniu władze w Mińsku zatrzymały białoruskiego obrońcę praw człowieka Alesia Bialackiego

Według tego samego źródła, prokurator generalny Andrzej Seremet w styczniu wydał prokuratorom instrukcję ws. wniosków o pomoc prawną kierowanych przez państwa takie jak Białoruś. Jego zdaniem znalazło się w niej zastrzeżenie, że pomocy prawnej nie należy udzielać m.in. reżimowi w Mińsku.

W ubiegłym tygodniu władze w Mińsku zatrzymały białoruskiego obrońcę praw człowieka Alesia Bialackiego. Oskarżono go o ukrywanie dochodów. Zatrzymanie było możliwe m.in. dzięki danym przekazanym przez litewskie Ministerstwo Sprawiedliwości. Decyzja o przekazaniu przez stronę litewską danych z kont bankowych działaczy białoruskiej opozycji spotkała się z krytyką organizacji obrony praw człowieka.

Przedstawiciele białoruskiej opozycji w Polsce oraz organizacje zajmujące się obroną praw człowieka na Białorusi poinformowali PAP, że oprócz litewskiej również polska prokuratura generalna mogła przekazać dane o kontach białoruskich opozycjonistów.

Pytana o to przez PAP Prokuratura Generalna, odpowiedziała, że "prokuratura realizowała wniosek o pomoc prawną dotyczący Aleksandra Białackiego, jednak w treści tego wniosku nie były zawarte żadne informacje, które mogłyby wskazywać na to, że dotyczył on działacza opozycyjnego lub jego działalności opozycyjnej".