Ci, którym należy się splendor, rzadko go potrzebują. Polski rząd spragniony sukcesów w kraju, umęczony kulejącą gospodarką szuka uznania na międzynarodowej arenie. Wraz z prezydencją bierzemy na siebie ogromne zobowiązanie, intelektualne i logistyczne.
Logistyczne – to tysiące urzędników, dyplomatów, delegacji, bankietów, przyjęć i konferencji. Ogromna szansa zademonstrowania swoich możliwości, ale też bardzo wysoki koszt i niebezpieczeństwo niespełnienia obietnic.
Niektóre kraje, jak Szwecja, zdecydowały się na prowadzenie swej prezydencji w Brukseli. To nie tylko ograniczyło koszty, ale także mogło być lepszym rozwiązaniem kryzysowej sytuacji, w jakiej znajduje się Europa. Gdy większość urzędników zajęta jest dyplomacją w Berlinie, Atenach czy w Madrycie.
Intelektualne – Polska wpisała na listę priorytetów problemy, które stanowią tak naprawdę większe wyzwanie dla Warszawy niż dla Europy. Konkurencyjność – polska gospodarka pod tym względem jest dużo słabsza niż inne kraje Starego Kontynentu. Mimo daleko idących obietnic przyjazności dla biznesu polska biurokracja i polskie urzędy w dalszym ciągu nie spełniają minimum oczekiwań europejskich. Bezpieczeństwo energetyczne – tu też Polska ze swoimi daleko idącymi regulacjami pozostaje w tyle. A to ogranicza szybszy rozwój rynku, na przykład wzrost wydobycia gazu czy rozwój energii jądrowej. Telekomunikacja – tu również kłaniają się problemy regulacyjne, bardzo restrykcyjnej polityki polskiego regulatora i utrudnień dla wielu inwestorów. Ale też zdarzają się pomysły niezrozumiałe dla krajów europejskich, tak jak inicjatywa obronna, którą popiera mało kto w Europie, a tym bardziej Stany Zjednoczone. W dodatku w tej chwili jest bardzo trudna do realizacji.
Każdy z priorytetów może się wydawać bardzo ważny, ale tak naprawdę splendoru zyskamy nie od mówienia pokrótce o kilkudziesięciu priorytetach, ale od spełnienia tych kilku najważniejszych, i to raczej w kraju niż za granicą.