Wśród Republikanów panuje popłoch z powodu oczekiwanego startu w wyścigu do nominacji prezydenckiej nowojorskiego dewelopera i miliardera Donalda Trumpa. Demokraci uważają jego kandydaturę za dar zesłany im z nieba.

Trump, znany nie tylko ze zręczności w biznesie i pieniędzy, lecz także z kontrowersyjnej fryzury, atrakcyjnych żon i agresywnego stylu bycia, chce się ubiegać o nominację w Partii Republikańskiej.

Swoją dotychczasową kampanię Trump opiera jednak na wątku, o którym Republikanie woleliby zapomnieć - domaga się od prezydenta Obamy, aby udowodnił, że rzeczywiście urodził się na Hawajach, a nie w Kenii.

Trump kwestionuje argument, że istnieje świadectwo urodzenia prezydenta na Hawajach, które są stanem USA. Twierdzi, że to tylko tzw. certificate of live birth (dosł. świadectwo żywego urodzenia), czyli dokument niepełnowartościowy, zamiast "birth certificate", czyli właściwego świadectwa urodzenia. Ten pierwszy jest jednak uznawany przez władze amerykańskie jako wystarczający dowód urodzenia.

Gdyby Obama nie był urodzony na Hawajach, tylko w Kenii, można by podważać legalność jego prezydentury, ponieważ według konstytucji amerykańskiej prezydentem może być tylko osoba urodzona w USA.

Urodzenie Obamy na Hawajach kwestionują działacze skrajnej prawicy w USA, aktywni w Partii Republikańskiej (GOP). Tezę, że prezydent urodził się gdzie indziej, nagłaśnia m.in. popularny komentator konserwatywnej telewizji Fox News, Sean Hannity. Z sondażu tej telewizji wynika, że jedna trzecia wyborców tej partii - i około jednej czwartej wszystkich Amerykanów - sądzi, że prezydent nie urodził się w USA.

Większość społeczeństwa uważa jednak takie przekonania za wyraz paranoicznego myślenia spiskowego. Establishment GOP twierdzi, że należy się jemu przeciwstawić.

Republikańscy politycy i eksperci głównego nurtu podkreślają, że Obama urodził się na Hawajach i nie ma sensu tego kwestionować. Republikańska gubernator Arizony, Jan Brewer, zawetowała np. ostatnio ustawę stanową, która wymagałaby od kandydatów na prezydenta okazywania dowodów urodzenia w USA.

"Trump jest kandydatem niepoważnym"

Były główny doradca prezydenta George'a W.Busha, Karl Rove, powiedział, że lansujący podobne poglądy Trump jest kandydatem "niepoważnym". Czołowi konserwatywni komentatorzy George Will i Charles Krauthammer wyrazili przekonanie, że nowojorski miliarder nie ma żadnych szans na nominację i jest tylko "ubocznym widowiskiem", odwracającym uwagę od dyskusji o rzeczywistych problemach kraju.

Wszystko to nie zraża Trumpa i nie przeszkadza jego zwolennikom. Według sondaży, cieszy się on największym poparciem republikańskich wyborców spośród wszystkich kandydatów tej partii do nominacji, z ewentualnym wyjątkiem byłego gubernatora Massachusetts, Mitta Romneya, i byłego gubernatora Arkansas, Mike'a Huckabee.

W sondażu telewizji CNN 10 kwietnia Trump zyskał najwięcej głosów - 19 procent - wraz z Huckabee i pozostawił w pokonanym polu Romneya.

Oprócz podważania miejsca urodzenia Obamy miliarder nazywa go "najgorszym prezydentem w historii USA". Atakuje też Chiny za sztuczne zaniżanie kursu swej waluty i bariery przed towarami amerykańskimi. Zapowiada ostre posunięcia odwetowe - co zdaniem ekspertów wywołałoby wojnę handlową, prowadzącą do światowego kryzysu gospodarczego.