W byłych krajach komunistycznych nasila się fala korupcji - alarmuje brytyjski tygodnik "Economist". Jak pisze, "20 lat po odzyskaniu wolności znacznej części Europy Wschodniej grozi, że się jej sprzeniewierzy".

Skandal korupcyjny, który ujawnia powiązania partii z prywatną agencją bezpieczeństwa wstrząsnął czeskim rządem. W Bułgarii politycy są bezradni wobec bezczelnej próby zmanipulowania przetargu na elektrownię atomową. W Rumunii i Słowacji próby zreformowania systemu sądownictwa utknęły w martwym punkcie - wymienia gazeta. Wydaje się, że nawet osoby spoza układu, które wygrywają wybory, głosząc walkę z korupcją, zostają uwikłane w ten system w ciągu kilku miesięcy - dodaje.

"Economist" podkreśla, że korupcja jest trudna do zmierzenia i przyjmuje różne formy. W Estonii na przykład sytuacja jest lepsza niż w niektórych krajach Europy Zachodniej; niewiele państw Europy Wschodniej ma reputację gorszą niż Grecja. Jednak, podkreśla gazeta, aktywiści z organizacji walczących z korupcją w tych krajach są nastawieni pesymistycznie.

Przyczyny są złożone - pisze tygodnik. Kryzys finansowy sprawił, że wielu ludzi jest bardziej skłonnych, by szukać drogi na skróty. Firmy, które nie chcą płacić łapówek, przegrywają z tymi, które nie mają z tym problemu, jak przedsiębiorstwa z Rosji czy Chin.

Wyborcy tęsknią za rządami silnej ręki, jednak przykład Rosji pokazuje, że "lekarstwo to może być gorsze niż choroba"

Unia Europejska straciła wiele kart przetargowych po przystąpieniu do niej krajów Europy Wschodniej. Miliardy euro napływające z UE na modernizację infrastruktury i usług publicznych często okazują się źródłem korupcji. Firmy politycy i urzędnicy manipulują przetargami zazwyczaj bezkarnie: kontrola prawna jest słaba, a wyborcy wydają się apatyczni i cyniczni. - pisze tygodnik.

Również media włączają się do "bezkrytycznego powarkiwania, ale rzadko gryzą". Niewielkie budżety sprawiają, że nie prowadzi się śledztw dziennikarskich, a wiele kampanii reklamowych, z których żyją media finansowanych jest przez rząd.

Jak pisze "Economist", nie ma zbyt wielu wyjść z sytuacji. Wyborcy tęsknią za rządami silnej ręki, jednak przykład Rosji pokazuje, że "lekarstwo to może być gorsze niż choroba" - ostrzega "Economist".

"Kończymy w szarej sieci, która sprawia, że nie można zarządzać państwem albo że rządzi nim ktoś inny" - uważa bułgarski analityk Iwan Krastew, którego cytuje tygodnik.