Szef MSWiA Jerzy Miller spodziewa się, że do testowego lotu Tu-154M dojdzie "w ciągu najbliższych dni". Według niego, końcowego raportu komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej można spodziewać się w maju lub czerwcu.

Wcześniej Siły Powietrzne poinformowały, że maszyna jest już gotowa do lotu.

"Spodziewam się w najbliższych dniach tego lotu testowego, który dla nas jest istotny z punktu widzenia pytań, które się nasuwają, co do pewnych zachowań samego samolotu w ostatnich sekundach lotów" - powiedział Miller dziennikarzom w poniedziałek w Luksemburgu.

Jak dodał, komisja wyjaśniająca okoliczności katastrofy smoleńskiej, którą kierują, jest na etapie podsumowywania prac i można spodziewać się końcowego raportu "w maju, a może w czerwcu". "Ale gdyby się zdarzyła sytuacja, że któryś z istotnych dokumentów, o które poprosiliśmy stronę rosyjską, zostanie nam przesłany, to oczywiście te przygotowania do formułowania raportu końcowego przerwiemy i rozpoczniemy analizę dokumentów. Uważamy, że pośpiech nie jest tak istotny, jak dokładne sprawdzenie wszystkich okoliczności" - powiedział Miller. Przypomniał, że lista dokumentów, o które wystąpiła Polska do strony rosyjskiej liczy około 20 stron.

Wcześniej w poniedziałek rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz powiedział PAP, że przygotowania do przeprowadzenia eksperymentu na Tu-154M zostały zakończone, natomiast jego termin wciąż jeszcze nie jest ustalony. Jak mówił ppłk Kupracz, lotnicy czekają m.in. na odpowiednią pogodę, określoną w założeniach do eksperymentu. Kupracz nie wyjaśnił, co to konkretnie oznacza.

W ubiegłym tygodniu minister Miller mówił, że prace komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej nie zostaną zakończone, dopóki nie zostanie przeprowadzony eksperyment na Tu-154M. Dopytywany przez dziennikarzy, dlaczego eksperyment się opóźnia, Miller powiedział, że pytanie to należy kierować do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, do którego należy samolot, a być może do kierownictwa Sił Zbrojnych. "Nie ja przeprowadzam ten eksperyment, tylko 36. pułk" - dodał.

Eksperyment ma polegać na próbnym locie bez odwzorowywania warunków atmosferycznych, które panowały 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Lot Tu-154M o numerze 102 miałby wykazać m.in. czy załoga samolotu numer 101, który uległ katastrofie, miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg bądź odlecieć na lotnisko zapasowe.

Według Klicha w Smoleńsku podchodzenie do lądowania "w automacie" - jeśli do tego doszło - było niezgodne z procedurami

Zdaniem płk. Edmunda Klicha, który był polskim przedstawicielem akredytowanym przy badającym katastrofę Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK), eksperyment ma m.in. wyjaśnić, czy załoga użyła systemu automatycznego przerwania podejścia i odejścia na bezpieczną wysokość.

Gdy na ok. 20 sekund przed katastrofą pierwszy pilot wydał komendę "Odchodzimy na drugie zajście" samolot znajdował się - według MAK - 60-70 m nad poziomem lotniska. Nawigator, najprawdopodobniej posługując się radiowysokościomierzem, podawał wówczas wysokość 90-100 m nad ziemią (przed lotniskiem było zagłębienie terenu).

Według Klicha w Smoleńsku podchodzenie do lądowania "w automacie" - jeśli do tego doszło - było niezgodne z procedurami. Samolot może bowiem automatycznie przerwać lądowanie tylko, gdy na lotnisku jest system naprowadzania samolotów ILS. Takiego systemu w Smoleńsku nie było.

"Na rejestratorach nie było żadnego znaku, że naciśnięto przycisk "uchod" (automatycznie przerywa schodzenie i rozpoczyna nabieranie wysokości przez samolot - PAP). Większość specjalistów twierdziła, że naciśnięcie tego przycisku nie daje żadnego znaku na rejestratorze. Daje go dopiero aktywacja systemu automatycznego odejścia. Dopiero eksperyment ma wyjaśnić, że coś takiego zostało uruchomione" - mówił w ubiegłym tygodniu płk Klich.