Akty znęcania się nad zwierzętami biorą się z tego samego, co akty znęcania się nad ludźmi - część przedstawicieli naszego gatunku czerpie satysfakcję z zadawania cierpienia - mówi w rozmowie z PAP prof. Andrzej Elżanowski z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN.

Co jest najbardziej palącą kwestią do rozwiązania w polskim ustawodawstwie, jeśli chodzi o ochronę zwierząt?

Prof. Andrzej Elżanowski: Zabranie jej z resortu rolnictwa oraz zdyscyplinowanie i edukacja organów powołanych do wdrażania Ustawy o ochronie zwierząt, tzn. Inspekcji Weterynaryjnej, policji, prokuratury, które się od tego zbyt często bezkarnie uchylają. Powierzenie opieki nad zwierzętami resortowi rolnictwa, którego priorytetem jest eksploatacja zwierząt, jest instytucjonalną kpiną, przysłowiowym powierzeniem lisowi opieki nad kurami.

Zespół Parlamentarny Przyjaciół Zwierząt zakończył prace nad projektem nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, który powstał na bazie Pana projektu. Zaostrza się w nim m.in. kary za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Skąd biorą się akty znęcania się nad zwierzętami?

A.E.: Z tego samego, co akty znęcania się nad ludźmi. Część przedstawicieli naszego gatunku czerpie satysfakcję z zadawania cierpienia. Nie jest to dobrze wyjaśnione ani psychologicznie, ani tym bardziej neurobiologicznie, ale dobrze opisane przez Dostojewskiego w "Zbrodni i karze" (w scenie radosnego zakatowania na śmierć klaczy). Paradoksalnie, znęcanie się jest spontanicznie podmiotowym traktowaniem zwierząt - gdyby dręczyciel nie zdawał sobie sprawy z cierpienia ofiary, nie odczuwałby przyjemności z jej dręczenia.

Na szczęście sama chęć do wyrządzania zła nie przekłada się automatycznie na czyny. Jak w przypadku innych przestępstw, decydujący wpływ ma nieuchronność kary. We wszystkich ostatnio nagłośnionych przypadkach okrucieństwa wobec zwierząt uderza poczucie bezkarności.

Abstrahując od znęcania się, czy jako Europejczycy traktujemy zwierzęta coraz bardziej podmiotowo?

A.E.: Kategoria Europejczyków nie jest jednorodna, ale tendencja wyrażana przez Parlament Europejski jest jednoznacznie pozytywna. Podmiotowość niektórych zwierząt jest coraz szerzej uznawana i zaczyna dobijać się o status prawny. Między innymi dlatego uważam, że zachodnia cywilizacja ma ogromny potencjał postępu moralnego.

Czy wobec tego ideałem byłoby, gdybyśmy wszyscy stali się wegetarianami?

A.E.: Zdecydowanie tak. Podmiotowość zwierząt nie będzie traktowana poważnie, dopóki będą one produktem żywnościowym. Zresztą jest to ideał równie moralny co środowiskowy - produkcja zwierzęca jest jednocześnie najbardziej marnotrawnym i destrukcyjnym dziedziną ludzkiej gospodarki. Niestety, wielu obrońców środowiska i przyrody tego nie rozumie albo nie chce zrozumieć, bo zależy od datków bogatych zjadaczy steków i schabowych.

Mało kto protestuje przeciwko zabijaniu świń na mięso, ale przerabianie psów dla tłuszczu jest społecznie nieakceptowane. Czy jest to nasze europejskie tabu pokarmowe?

A.E.: Postulat jednoznacznego zapisu zakazującego zabijania psów w celach konsumpcyjnych jest wyrazem moralnego sprzeciwu wobec zabijania kotów i psów bez względu na cel - konsumpcyjny czy inny.

Sprzeciw ten wynika z kombinacji empatycznego poznania i naukowo podbudowanego zrozumienia podmiotowości zwierząt towarzyszących. Jest wynikiem postępu moralnego, który osiągnęliśmy dzięki wiekom świeckiego dyskursu etycznego, wzrastającym wpływom nauki oraz malejącym wpływom religii. Sprzeciw ten nie wykształcił się pod wpływem, ale wbrew kształtującemu naszą kulturę chrześcijaństwu, które przez wieki siało pogardę dla wszystkich zwierząt jako rzekomo nie mających duszy - a więc i większego znaczenia.

Europejski sprzeciw wobec zabijania psów w ogóle, a w celach konsumpcyjnych w szczególności, nie wynika z żadnego religijno-kulturowego tabu, bo każde tabu ma aspekt religijny - w tym sensie, w jakim jedzenie świń jest nadal tabu dla żydów i muzułmanów.

Zresztą w naszej kulturze nigdy nie było explicite wyrażonego tabu zjadanie psów. W niektórych częściach Polski, głównie w Małopolsce - podobno ośrodku czysto polskiej kultury - przerabia się starsze psy na smalec, który według lokalnych zabobonów ma mieć własności lecznicze. To jest właśnie przykład kapryśnego dziedzictwa kulturowego, któremu przeciwstawia się naukowo informowana, uniwersalizująca moralność.

Co z obcokrajowcami, którzy jedzą psie mięso na takiej zasadzie, jak w Polsce je się np. wieprzowinę?

A.E.: Obcokrajowiec, który dostrzega i szanuje jakąkolwiek podmiotowość pozaludzką, nie będzie domagał się prawa do zabijania psów na pieczeń, nawet jeżeli jest to praktykowane w jego kraju. Domagają się tego ci, którzy przybywają do Europy w stanie zacofania, wynikającego z braku wykształcenia, oraz - lub - wpływu religii. Najlepszym dowodem i powodem tego zacofania jest fakt, że w większości tzw. krajów rozwijających się nie ma nauczania o ewolucji, które jest tam nie do przyjęcia ani intelektualnie, ani moralnie.

Obcokrajowcy na tym poziomie wykształcenia i świadomości wymagają edukacji w celu nadrobienia zacofania, a jeżeli się temu nie chcą poddać, to niech wracają tam, skąd przyszli. Alternatywą do tej konkluzji byłoby przyzwolenie na kamienowanie żon za pozamałżeński seks.

A co z tradycją taką jak np. corrida? Czy powinno się jej zabraniać?

A.E.: Traktowanie tradycji jako czegoś z definicji dobrego jest chyba najczęstszym głupstwem powtarzanym w dyskursie publicznym. Gdyby kiedykolwiek możliwe było u nas sensowne ukształtowanie programów nauczania w szkołach szeroko pojętej etyki - wraz z aksjologią - to demaskowanie takich potocznych bredni uważałbym za jedną z głównych misji tego przedmiotu. Wiązanie psów na łańcuchu jest też tradycją, ale to bynajmniej tej praktyki nie "uświęca".

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Katarzyna Nocuń