Nie ma żadnych informacji o ofiarach piątkowego trzęsienia ziemi wśród Polaków - powiedział I radca ambasady RP w Tokio Mirosław Zasada. Zaznaczał, że choć wstrząsy w japońskiej stolicy nie są rzadkością, tym razem były one bardzo silne i wyjątkowo długie.

Polakom, z którymi pracownikom ambasady udało się nawiązać kontakt, nic się nie stało. "Nie mamy też żadnych informacji o ewentualnych ofiarach" - powiedział Zasada, który pełni także funkcję kierownika Wydziału Polityczno-Ekonomicznego.

Podkreślił, że pracownikom placówki nie udało się skontaktować ze wszystkimi obywatelami Polski.

"Nie mamy w tej chwili informacji o wszystkich Polakach, którzy mieszkają w regionie. (...) Jest pewna grupa (Polaków), z którymi nie możemy się skontaktować, bo nie ma połączeń w telefonii komórkowej, a nie mamy żadnych innych kontaktów" - podkreślił Zasada.

Dodał, że do tych osób wysłano maile, ale dotychczas pracownicy placówki nie otrzymali na nie odpowiedzi.

W Japonii może przebywać ok. 1 tys. obywateli polskich

Zasada powiedział, że w Japonii może przebywać ok. 1 tys. obywateli polskich. Nie ma jednak dokładnych informacji na ten temat, gdyż nie istnieje obowiązek rejestracji.

I radca zaznaczył, że wstrząsy w Tokio były "bardzo silne", przede wszystkim na północy miasta. Ambasada znajduje się w południowo-zachodniej części miasta. W tej dzielnicy nie ma żadnych zniszczeń. Jednak przedstawiciel polskiej placówki nie był w stanie powiedzieć, jak wygląda sytuacja na północy Tokio.

"Jeszcze takiego silnego trzęsienia ziemi nie przeżyłem w Japonii, takie zwykłe "potrząsania" zdarzają się przynajmniej raz w tygodniu, a mocniejsze wstrząsy raz na dwa-trzy miesiące" - podkreślił Zasada.

Dyplomata zaznaczał, że piątkowe trzęsienie "było bardzo długie". Wstrząsy trwały około dwóch minut, co "wydawało się wiecznością" - opowiadał.

"Na początku było lekkie potrząśnięcie, potem coraz mocniejsze i coraz mocniejsze. (...) Z półek pospadały przedmioty. W końcu trzeba było podjąć takie działania, jakie są tutaj zalecane: nałożyć kaski, schować się pod biurko" - relacjonował.



Wyjaśnił, że w przypadku trzęsienia należy założyć znajdujące się w każdym mieszkaniu i biurze kaski. "Jest przepis, który nakazuje schować się pod biurko lub stolik, stanąć we framudze drzwi, albo - jeśli jest na to czas i możliwość - opuścić dom" - mówił Zasada.

"Pani ambasador ogłosiła hasło ewakuacji, ale część osób już była pod stolikami. Większość miała na sobie hełmy. Gdy zeszliśmy na dół, uspokoiło się" - opowiadał.

I radca polskiej ambasady relacjonował, że później dochodziło do wstrząsów wtórnych, ale od godziny 9. czasu polskiego jest spokojnie. Jednak przypominał, że istnieje ryzyko kolejnych wstrząsów.

W Tokio wstrzymano pracę metra i szybkich pociągów

Zasada mówi, że w mieście panuje "duży chaos komunikacyjny". W Tokio wstrzymano pracę metra i szybkich pociągów. "Teraz jest godzina powrotów z pracy. Wiele osób decyduje się na pozostanie i nocowanie w swoich biurach" - mówił, wyjaśniając, że niektórzy Japończycy przez dwie-trzy godziny dojeżdżają do pracy. "W takiej sytuacji nie ma szans na dojście do domu pieszo" - ocenił.

W piątek północno-wschodnią Japonię nawiedziło największe trzęsienie ziemi od 140 lat. Epicentrum znajdowało się u wschodnich wybrzeży wyspy Honsiu, na której leży również Tokio. Wstrząsy o sile prawie 9 w skali Richtera wywołały falę tsunami, którą osiągała wysokość nawet 10 metrów i zmiatała z powierzchni budynki oraz samochody. Zginęły co najmniej 29 osób.