Piłkarze Lecha Poznań pokonali u siebie Sporting Braga 1:0 (0:0) w pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Europejskiej. Bramkę dla gospodarzy zdobył w 72. minucie Artjoms Rudnevs.

Lech Poznań - Sporting Braga 1:0 (0:0)

Bramka: Artjoms Rudnevs (72).

Sędzia: Władysław Biezborodow (Rosja). Widzów: 28 tys.

Bramka Artjomsa Rudnevsa zapewniła Lechowi skromne, ale cenne zwycięstwo nad wicemistrzem Portugalii. Poznaniacy uczynili ważny krok na drodze do awansu do 1/8 finału, a Łotysz zdobył już piątego gola w obecnej edycji Ligi Europejskiej.

Bardzo trudne warunki pogodowe - prószący przez całe spotkanie śnieg i kiepski stan murawy - nie sprzyjał widowiskowej grze. Sporo było przypadku, nierzadko zawodnicy na zaśnieżonym boisku mieli kłopoty z utrzymaniem równowagi.

Portugalczycy na początku spotkania chcieli potwierdzić słowa swojego szkoleniowca Domingosa, który zapewniał, że do Poznania przyjechał po zwycięstwo. Amunicji drużynie gości starczyło na 20 minut, choć kilka sytuacji mogło zakończyć się powodzeniem. Po strzale głową Alberta Meyonga, Krzysztof Kotorowski z trudem odbił śliską piłkę. Kilka minut później Sporting egzekwował rzut wolny z ok. 20 metrów. Hugo Viana uderzył płasko obok muru, ale też obok słupka.

W 24 min. głową strzelał Marcin Kikut, lecz futbolówka poszybowała nad poprzeczką. Z rzutu wolnego brazylijskiego bramkarza Sportingu próbował pokonać Semir Stilić, ale jeden z obrońców stojących w murze głową wybił piłkę na rzut rożny. W Lechu ciężar rozgrywania akcji spoczywał na barkach Stilicia, któremu jednak brakowało. Skrzydłowi Bartosz Bosacki i Jakub Wilk byli mało widoczni.

Ostatni kwadrans pierwszej odsłony to bardzo szarpana gra z obu stron. Sporo pracy miał sztab medyczny zespołu z Bragi, choć lechici nie grali zbyt ostro.

Przez pierwszy kwadrans drugiej odsłony nie działo się zbyt wiele. Portugalczycy częściej utrzymywali się przy piłce, ale nie mieli pomysłu jak przebić się przez solidny blok defensywny Kolejorza.



W miarę upływu czasu to gospodarze, dopingowani przez niemal 30-tysięczną widownię, zaczęli dominować na boisku. Sygnał do ataku dał Manuel Arboleda, który niezbyt czysto uderzył głową i piłka minęła słupek. Kilka minut później w identycznej sytuacji znalazł się Bartosz Bosacki, ale podobnie jak jego kolega z obrony, też nie trafił w światło bramki.

Jedyna bramka padła po znakomitym podaniu Sergieja Kriwca, po którym Rudenvs znalazł się sam na sam z Arturem. Łotysz spokojnie posłał piłkę obok wychodzącego bramkarza, strzelając swojego piątego gola rozgrywkach LE.

Portugalczycy w drugiej połowie praktycznie ani razu poważniej nie zagrozili bramce Kotorowskiego. Tymczasem przy odrobinie szczęścia Kolejorz mógł wygrać wyżej. Ładnie z woleja uderzył Stilić, ale piłka padła łupem Artura.