Mubarak powinien odejść, jednak opozycja będzie musiała się podzielić władzą z jego ludźmi. Celem jest uniknięcie gospodarczego krachu oraz groźby dojścia do władzy ekstremistów i islamistów z Bractwa Muzułmańskiego
Mimo kolejnego dnia protestów sytuacja w Egipcie zaczyna się powoli klarować. Wiceprezydent Umar Sulajman dostał od prezydenta Hosniego Mubaraka misję rozpoczęcia rozmów z opozycją.
Wiele wskazuje na to, że to właśnie były szef wywiadu zostanie sukcesorem Mubaraka. Zaledwie w piątek został mianowany na pierwszego wiceprezydenta. Zgodnie z prawem w razie dymisji szefa państwa urząd przejmie właśnie on. Sulajman może się wpisać w optymalny dla Zachodu scenariusz szybkiego podzielenia się władzą, które odsunie groźbę gospodarczego krachu i zapobiegnie dalszemu wzrostowi cen ropy, która od początku protestów zdrożała o 5 proc.
Jak napisał egipski „Asz-Szuruk”, Sulajman przedstawił Mubarakowi plan zmian, który zakłada m.in. dymisję prezydenta i zakaz dziedziczenia urzędu przez jego syna Dżamala, który od lat był kreowany na sukcesora. Jak twierdzi prasa, plan Sulajmana wsparł dowódca armii i zarazem minister obrony marsz. Muhammad Hussajn Tanawi.

Co zrobi wojsko

Sytuacja się zmieniła, bo egipski prezydent stracił poparcie Zachodu. – Chcemy zobaczyć demokratyczne zmiany – mówiła sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Podobny przekaz popłynął z Londynu i Brukseli. Amerykanie będą się starali skłonić władzę i opozycję do porozumienia tak, aby uniknąć eksplozji ekstremizmu i dojścia do władzy islamistów z Bractwa Muzułmańskiego. Do Kairu poleciał nieoficjalny wysłannik Białego Domu, były ambasador w Egipcie Frank Wisner, bliski Mubarakowi.
W geście dobrej woli w poniedziałek Mubarak wyrzucił ze stanowiska szefa MSW gen. Habiba Al-Adlego, oskarżanego o inspirowanie brutalnych akcji policji. Według ONZ w ich wyniku zginęło 300 osób. Armia już wczoraj zapowiedziała, że nie będzie strzelać do manifestantów, co natychmiast podchwycili liderzy opozycji. – Egipska armia nie będzie walczyć z egipskim narodem – mówił Mohamed El-Baradei, były szef Międzynarodowej Agencji Enegii Atomowej i laureat Nagrody Nobla.

Gospodarka leży

Wczoraj na placu Tahrir – według BBC – zgromadziły się setki tysięcy osób. Protesty odbijają się już na gospodarce. W sklepach brakuje podstawowych towarów, coraz częściej dochodzi do grabieży. Zapaść grozi egipskiej żyle złota, czyli branży turystycznej. Chaos panuje na kairskim lotnisku. Nie działają banki i wiele przedsiębiorstw. Zaniepokojenie wyraziły francuskie banki, które udzieliły Kairowi 1/3 ogólnej sumy zaciągniętych przez Egipt kredytów. Aby uratować system przed bankructwem, co może nastąpić wskutek pospiesznego wycofywania środków z kont po otwarciu banków, minister finansów Samir Radwan ogłosił restrykcje w dostępie do rachunków. Dziennie można będzie wypłacić jedynie 1 tys. miejscowych funtów (490 zł).
Pomoc zaoferował wczoraj MFW. Warunek jest jeden: fundusz musi mieć z kim rozmawiać, a do tego potrzebny jest stabilny rząd. Stabilny, czyli najpewniej stworzony przez Sulajmana, Al-Baradeia i nie bez udziału (choć raczej symbolicznego niż decydującego) Bractwa Muzułmańskiego.
Na kryzysie w Egipcie zyskają Grecja i Hiszpania
Nie wszystkie biura turystyczne stracą na wycofaniu Egiptu i Tunezji ze sprzedaży. – Touroperatorzy, którzy mają w portfolio zdywersyfikowany produkt i mogą zaproponować alternatywny wyjazd, powinny wyjść z tej sytuacji obronną ręką – uważa Anna Zielińska z HolidayCheck. Zimą kierunek wyjazdu może zmienić ok. 100 tys. osób. Latem – nawet ponad 500 tys. turystów.
● Itaka zamiast Egiptu proponuje Wyspy Kanaryjskie. – Zainteresowanie jest ogromne. Wczoraj zwiększyliśmy liczbę samolotów o jeden na Fuerteventurę. Zamierzamy to zrobić też w przypadku Teneryfy i Lanzarote. W sumie liczba miejsc na Wyspy Kanaryjskie zwiększy się w lutym o 2 tys. – mówi Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. Jak dodaje, to kierunek, który cieszy się teraz największym wzięciem. W poniedziałek wycieczkę zarezerwowało 350 osób. To dwa razy tyle ile w okresie prosperity Egiptu.
● W Triadzie hitem sprzedaży jest Maroko i Cypr. Tu też kierowani są klienci, którzy rezygnują z wycieczki do Egiptu. – Uruchomiliśmy już dodatkowe loty czarterowe do tych państw. Zadbaliśmy także o to, by w ofercie znalazły się hotele o wysokim standardzie usług, dzięki czemu klienci nie stracą możliwości komfortowego wypoczynku w terminie, w którym zarezerwowali swoją wycieczkę – mówi Piotr Zawistowski, prezes zarządu Triady.
● Ofertę na europejskich kierunkach rozbudowuje też Exim Tours. To biuro prace nad dywersyfikacją programu rozpoczęło 1,5 roku temu. Wówczas zapadła decyzja o ograniczeniu wylotów do krajów arabskich. Jak widać, był to strzał w dziesiątkę. – Rozszerzamy ofertę do Bułgarii o 2 tys. miejsc, Grecji o 1,5 tys. i na Majorkę o 5 tys. Te trzy kraje to obecnie najczęściej wybierane kierunki w naszym portfolio – mówi Piotr Czorniej z Exim Tours, które dziś poza Egiptem lata jeszcze do ośmiu krajów.
Zdaniem Anny Zielińskiej dobrą alternatywą dla Egiptu jest też Turcja, która słynie z jednego z lepszych all inclusive na świecie w dobrych cenach. – Poza tym to właśnie z Turcji pochodzi najwięcej ofert na lato 2011 – w sumie 107,5 tys. – dodaje Iwona Sokołowska, szefowa pionu sprzedaży w portalach Wakacje.pl i EasyGo.pl. Branża szacuje, że Hiszpanię, Grecję, Turcję i Bułgarię wybierze ok. 80 proc. osób, które planowały wyjazd do Egiptu i Tunezji.
Biura przestrzegają, że za 3 tygodnie wycieczki do Grecji czy Hiszpanii mogą być droższe o 5 – 10 proc. A to dlatego, że hotelarze w Europie chcą wykorzystać kryzys w Egipcie. Widząc ogromny popyt na noclegi, zawyżają ich ceny. To dla nich idealna szansa na wyrównanie strat, jakie odnotowali na skutek spowolnienia gospodarczego przez ostatnie dwa lata. Jest to widoczne zwłaszcza w Grecji, do której wyjazdy w zeszłym roku spadły o 20 proc.