Śmierć osiemnastu osób w wypadku w Nowym Mieście nad Pilicą to największa katastrofa drogowa w Polsce od kilkunastu lat. Od 10 lat Polska znajduje się na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej nie tylko pod względem liczby ofiar śmiertelnych, ale także kosztów, jakie ponosi państwo z powodu tragedii drogowych.

Znika Hala Stulecia

W ubiegłym roku na naszych drogach było ponad 381 tys. kolizji oraz 44 tys. wypadków. Zginęły 4572 osoby, a ponad 56 tys. zostało rannych. To tak jakby co roku znikała wypełniona po brzegi Hala Stulecia we Wrocławiu.Statystycznie na 1 mln mieszkańców w wypadkach drogowych ginie 120 Polaków, średnia unijna to 69.
Przyczyny, na skutek których w Polsce dochodzi do tak częstych kolizji i śmiertelnych wypadków, od lat pozostają takie same. Alkohol, nadmierna prędkość, zła jakość dróg, słaby stan techniczny samochodów.
W Polsce jest około 1 tys. km autostrad. Dla porównania w Niemczech 12,5 tys., w Hiszpanii blisko 12 tys., we Francji ponad 11 tys. To dlatego z roku na rok w tych krajach liczba ofiar śmiertelnych jest coraz mniejsza. W Hiszpanii na przestrzeni lat 2001 – 2009 r. spadła o 53 proc., we Francji o 48 proc.
Te tendencje potwierdzają krajowe dane z lat 2005 – 2007. Z raportu Fundacji Rozwoju Obywatelskiego opracowanego wspólnie z PricewaterhouseCoopers wynika, że na polskich autostradach do wypadku dochodzi trzy razy rzadziej niż na drogach krajowych. Ginie w nich trzy razy mniej osób, a dwa razy mniej odnosi w nich rany.
Według wyliczeń Samodzielnej Pracowni Ekonomiki Instytutu Badawczego Dróg i Mostów wynika, że 1 tys. km autostrady jest w stanie ocalić rocznie życie 200 Polaków i zdrowie kolejnych 1300. W budżecie państwa co roku zostawałby z tego tytułu dodatkowy 1 mld zł.
Lepsze drogi to pokusa do rozwijania większych prędkości. Z tym też poradziły sobie kraje zachodniej Europy. Np. Francuzi przestali pobłażać kierowcom przekraczającym prędkość. W 2007 roku francuska policja nałożyła na nich aż 27 mln mandatów, z czego prawie 7 mln to efekt pracy fotoradarów, na łączną kwotę 883 mln euro. Niektóre mandaty wynosiły nawet 7000 euro.
W 2006 r. podobną drogą poszli Czesi. Po wprowadzeniu bardzo wysokich mandatów śmiertelność na drogach spadła kilkukrotnie. Podczas weekendów ginie teraz na czeskich drogach od 3 do 8 osób. W poprzednich latach liczba ofiar sięgała 20 osób. Czeski resort finansów poinformował wtedy, że każdy miesiąc przynosił 500 mln koron (ok. 70 mln zł) oszczędności.

Droga śmierć

W 2008 r. jedna śmierć na drodze kosztowała państwo 1,47 mln zł, i była dwa razy droższa niż w 2000 r. To dlatego według wyliczeń Banku Światowego wypadki kosztują nas co roku około 2 proc. PKB, czyli około 30 mld zł. W to wlicza się koszty dóbr i usług, których już nie wyprodukują lub nie sprzedadzą ci, którzy zginęli.
– To są bardzo ostrożne szacunki – stwierdza Patricio Marquez, jeden z autorów raportu Banku Światowego.
Z przeprowadzonych badań wynika, że w samochodach najczęściej giną lub odnoszą poważne obrażenia osoby w wieku od 15 do 44 lat, z czego ok. 80 proc. stanowią mężczyźni – a więc ludzie najbardziej wydajni zawodowo. Według ostatnich wyliczeń statystyczny Polak w ciągu życia dokłada około 5 mln zł do gospodarki państwa.
Dla porównania Niemców wypadki kosztują 1,3 proc. PKB, choć jest ich dwa razy więcej i tyleż więcej aut jeździ po ich drogach.