W Polsce tylko w wyznaczonych strefach - oprócz sytuacji awaryjnych - samoloty mogą zrzucać paliwo lotnicze. Nie dociera ono jednak na ziemię, gdyż po drodze ulega odparowaniu.

W ubiegłym tygodniu Boeing 767 PLL LOT, który leciał z Warszawy do Chicago, z powodu awanturującego się pasażera został zawrócony z trasy. Maszyna zanim wylądowała, zgodnie z procedurą, zrzuciła 22 tony paliwa. Zrobiła to w okolicach Grudziądza (woj. kujawsko-pomorskiego).

Rzecznik przewoźnika Jacek Balcer wyjaśnił PAP, że taka maszyna podczas startu waży ok. 180 ton; to masa całkowita maszyny, czyli waga wraz z m.in. paliwem, pasażerami i bagażem. Podczas lądowania maksymalna masa może wynosić ok. 145 ton. Oznacza to, że podczas lotu samolot spala ok. 35 ton paliwa.

"W pierwszej godzinie lotu zatankowany do pełna Boeing 767 spala ok. 8 ton, potem już mniej - najpierw 6, a potem 4 tony. Można powiedzieć, że na godzinę lotu pali ok. 5 ton. Zawsze najwięcej paliwa się zużywa przy starcie. W przypadku tego konkretnego samolotu, kapitan zrzucił 22 tony paliwa, a 13 ton wypalił" - powiedział Balcer.



W sytuacji awaryjnej samolot może wylądować także przy masie 180 ton. "To jest możliwe, ale będzie on tak ciężki, że może dojść do uszkodzenia podwozia, a nawet i konstrukcji samolotu" - podkreślił.

Pytany o to, co się dzieje ze zrzucanym paliwem, Balcer odpowiedział, że nie ma ono żadnej szansy, by dotrzeć na ziemię. "Paliwo to jest rozpylane na drobne cząsteczki w trakcie lotu i ulega odparowaniu" - wyjaśnił. Balcer dodał, że na mapach lotniczych Polski są wyznaczone strefy zrzutu i zazwyczaj znajdują się one na terenach niezamieszkałych. Jednak ostateczną decyzję o tym, gdzie zrzucić paliwo, podejmuje kontrola ruchu lotniczego.

"Kapitan samolotu musi powiadomić o zrzucie kontrolę i dostać na to zgodę. W ten sposób unika też sytuacji, w której pod nim znajduje się inny samolot" - wyjaśnił Balcer.

W sytuacjach awaryjnych, paliwo zrzuca się gdziekolwiek, aż do samego lądowania, tak aby, jak najmniej paliwa pozostało w samolocie. Ale o tym również decyduje kontroler ruchu lotniczego.

Jak wyjaśnił Balcer, instalacje do zrzucania paliwa mają głównie samoloty ciężkie, dalekiego zasięgu, które zabierają na pokład bardzo dużo paliwa np. na 10 godz. lotu. "W naszej flocie takie instalacje mają Boeingi 767, które latają przez Atlantyk. Pozostałe nasze samoloty, np. Boeingi 737, Embraery nie mają takich instalacji ze względu na mniejszą odległość, jaką pokonują" - powiedział.

Feralny lot może kosztować awanturniczego pasażera ok. 100 tys. dolarów - na tyle spółka oszacowała koszt zrzucenia 22 ton paliwa.