Otóż tylko w bardzo niewielkim zakresie jesteśmy w stanie starać się o równe traktowanie ludzi pod względami: płci, opcji seksualnych, poglądów religijnych, rasy i pochodzenia etnicznego. Natomiast bezmiar nierównego traktowania, którego prawie nie potrafimy zmienić, jest przerażający i dlatego trzeba się starać rozbić to, co możliwe, żeby ten bezmiar zmniejszyć.
Na czym polega nierówne traktowanie w ogóle? Na tym, że jesteśmy jako ludzie nierówni. Najpierw pojawia się dramatyczny problem nierównego biologicznego wyposażenia. Jedni są pełni wdzięku i atrakcyjni, drudzy nie są i niemal od urodzenia wywiera to poważny wpływ na ich życie. Nie zawsze wpływ ten jest korzystny dla tych pełnych uroku, ale na ogół jest. Podobnie z wyposażeniem w inteligencję. Wiadomo, że ludzie mają różne IQ i nic się nie da na to poradzić. Można naturalnie rozwijać inteligencję, ale tylko do pewnego stopnia. Podobnie jest z rozmaitymi talentami, którymi jesteśmy bardzo nierówno obdarzeni. Jedni śpiewają każdą melodię natychmiast po jej usłyszeniu, inni nie zaśpiewają nigdy. Wszystko to sprawia, że z tych naturalnych powodów w społeczeństwie występuje bardzo wiele nierówności, często bolesnej.
Inny rodzaj nierówności, teoretycznie nieco łatwiejszej do przezwyciężenia, polega na różnicy w punkcie życiowego startu. Wprawdzie jednym z naczelnych haseł demokracji liberalnej jest „wyrównywanie szans”, ale idzie to bardzo opornie. Politycy, ale także filozofowie polityczni niechętnie rozważają banalny fakt, że ludzie dzielą się na biednych i bogatych. Dopóki pewne minimum finansowe jest zapewnione, nie jest to podział najważniejszy, ale po pierwsze, minimum to nigdy nie jest zapewnione, a po drugie, dlaczego człowiek nawet niebiedny nie miałby chcieć zażywać przyjemności, jakie są dostępne tylko bardzo bogatym, mieć jacht czy latać własnym odrzutowcem? W zasadzie każdy powinien mieć do tego prawo, a wiemy, że nigdy tak się nie stanie. Po trzecie, sytuacja startu zależy od miejsca, od rodziny, w jakiej się urodziliśmy, najbliższej szkoły i wielu innych czynników społecznych. Prowincja zawsze będzie gorsza, można się z niej wydobyć nadludzkim wysiłkiem, wychowanie w rodzinie inteligenckiej na ogół ułatwi życie, a dostęp do dobrej szkoły jest niesłychanie ważny. Żadnej równości w tych dziedzinach nie będzie.
Następny dramatyczny problem, z jakim świat nie potrafi sobie poradzić, to nierówność między krajami i cywilizacjami. Staramy się nie pamiętać o tym, jak żyją dzieci w czarnej Afryce, bo też niewiele potrafimy poradzić, ale nie usuwa to zagadnienia zasadniczego, owej fundamentalnej nierówności, z którą milcząc, godzimy się lub wykonujemy często pozorne działania, by ją zmniejszyć.
Dopiero na tle wszystkich wymienionych i innych niewymienionych form nierówności widać, jak wiele jest do zrobienia. I choć sprawa atrakcyjnego medialnie nierównego traktowania z racji płci czy preferencji seksualnych też jest ważna, to nie tylko o to chodzi. Czy pani rzecznik podjęła na przykład sprawę nierównego traktowania z racji odległości, jaką dziecko musi pokonać, żeby dostać się do szkoły, lub nierówności wynikającej z systemowej preferencji dla pewnych zawodów, której nie można tłumaczyć tym, że wykonujący je ludzie ciężko pracują, bo wszyscy pracujemy ciężko? Więc wystarczy już tej obłudy i pora walczyć z nierównością wszędzie, gdzie tylko się da.