Czy hanzeatycka starówka w Gdańsku i dawna Stocznia im. Lenina odegrały mniejszą rolę w historii świata niż rynek w miasteczku Sao Cristovao w Brazylii albo polna droga służąca do przewożenia srebra między USA a Meksykiem? Tak uznał komitet UNESCO, który przyznaje prestiżowy tytuł obiektu o szczególnym znaczeniu dla światowego dziedzictwa ludzkości.
Kryteria decyzji nie są łatwe do zdefiniowania. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że paryska organizacja w coraz większym stopniu kieruje się poprawnością polityczną, a w coraz mniejszym chłodną oceną wkładu poszczególnych narodów w rozwój cywilizacji. To efekt tego, że ostateczne rozstrzygnięcia należą do przedstawicieli państw, a nie niezależnych naukowców. Starają się oni w poufnych negocjacjach podzielić w miarę po równo nominacje między poszczególnymi krajami i kontynentami. Taka strategia jest jednak ryzykowna. Już teraz na listę światowego dziedzictwa wpisano blisko tysiąc obiektów i liczba ta szybko rośnie. Jeżeli w przyszłości będzie tak nadal, może okazać się, że Wietnam czy Argentyna mają tyle samo obiektów na liście światowego dziedzictwa, ile Włochy lub Francja. Tylko nikt już tej listy nie będzie traktował poważnie.