Podnoszenie podatków byłoby wyrywaniem nam serca z piersi – mocne słowa marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny dowodzą, jak wielkie kontrowersje wśród polityków Platformy wywołała poniedziałkowa deklaracja Michała Boniego.
Szef doradców premiera zasugerował, że rząd rozważa podniesienie niektórych podatków. – Boni nie jest ustami Platformy – mówił wczoraj Schetyna w „Trójce”. To nie tylko jego zdanie. Parlamentarzyści PO są źli, bo Boni zakwestionował swoimi słowami gospodarczą doktrynę ich partii. Ta od lat lansowała tezę, że tylko radykalna obniżka podatków może przyspieszyć rozwój gospodarczy Polski.
Dziś w PO nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za zmianę strategii. – Analityczne refleksje Michała Boniego nie są stanowiskiem rządu ani tym bardziej klubu parlamentarnego. Nie przypuszczam, byśmy się zgodzili na podwyżkę podatków – mówi twardo senator Mariusz Witczak. Nieoficjalnie jednak politycy Platformy przyznają, że słowa Boniego nie były przypadkowe. Zwracają uwagę, że od kilku tygodni już nie mówią, iż wysokie podatki są złe. Wyciszyli też propagandę sukcesu. – Staramy się unikać porównywania Polski do zielonej wyspy w morzu recesji – mówi jeden z posłów.
Ta zmiana tonu to efekt ciągle niepewnej sytuacji makroekonomicznej. – To, że Polska jako jedyna w Europie osiągnęła w ubiegłym roku wzrost gospodarczy, nie oznacza, że kryzys się skończył, bo rosną nam deficyt i dług publiczny, więc trzeba coś z tym zrobić – tłumaczy poseł PO Paweł Arndt, szef sejmowej komisji finansów publicznych.
Zdaniem politologów wypowiedź Boniego była sygnałem skierowanym do wyborców Platformy. – Przekaz jest prosty: jak nie chcecie podwyżek podatków, to musicie się zgodzić na drastyczne cięcia budżetowych wydatków – mówi dr Rafał Chwedoruk z UW. Jego zdaniem spadek poparcia dla PO jest nieunikniony.