Firma Taser International – producent paralizatora, który odegrał kluczową rolę w tragicznej historii Roberta Dziekańskiego – rozpoczyna sądową kampanię w obronie swojego dobrego imienia.
Jej zdaniem raport, według którego paralizator mógł się przyczynić do śmierci polskiego imigranta, kosztuje ją miliony dolarów z tytułu utraconych kontraktów.
Paralizator miał być idealnym sprzymierzeńcem dla służb porządkowych – powodować tylko ból, w bezpieczny sposób unieszkodliwiać agresorów, nawet tych z rozrusznikiem serca. W październiku 2007 r. na lotnisku w Vancouver okazało się, że bronią idealną wcale nie jest. 40-letni imigrant po przylocie do Kanady w tajemniczych okolicznościach utknął na lotnisku. Dziwne zachowanie niemówiącego po angielsku mężczyzny ściągnęło na niego interwencję policji. Polak zmarł krótko po tym, jak funkcjonariusze pięciokrotnie razili go paralizatorem. Śmierć Dziekańskiego wywołała lawinę pytań o zasadność stosowania paralizatorów przez służby porządkowe. Odpowiedzi na nie miało ustalić dochodzenie Thomasa Braidwooda, byłego sędziego sądu apelacyjnego kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Raport z pierwszego etapu dochodzenia koncentrujący się na bezpieczeństwie broni jeszcze w zeszłym roku jednoznacznie stwierdzał, że paralizatory niosą ryzyko śmierci. Braidwood sformułował 19 zaleceń dotyczących restrykcji ich stosowania, rząd Kolumbii Brytyjskiej przystał na wszystkie. Do podobnych wniosków doszły już wcześniej Amnesty International i Komitet przeciwko Torturom ONZ.
Ogłoszony dwa tygodnie temu drugi raport Braidwooda skupiający się wyłącznie na przypadku Dziekańskiego mówi, że „ostateczna przyczyna śmierci Polaka jest nieznana, ale wielokrotne rażenie paralizatorem odegrało największą rolę”.
Już po pierwszym etapie Taser International złożył sądowy wniosek o odrzucenie raportu. Pierwsza rozprawa miała się odbyć wczoraj. – Opinia Braidwooda o efektach medycznych, jakie paralizatory mogą wywierać na ludzkim sercu, psuje reputację oraz wyniki finansowe naszej firmy. Od kiedy tylko raport ujrzał światło dzienne, musimy się do niego odnosić na każdym spotkaniu z potencjalnymi klientami – mówi współzałożyciel Taser International Thomas Smith. Jego zdaniem firma zmuszona jest podróżować po świecie w obronie swoich produktów. Nie zawsze skutecznie, o czym świadczy rzekomy afrykański kontrakt na dziesiątki milionów dolarów, który nie doszedł do skutku.
Mający siedzibę w Arizonie Taser International, który produkuje paralizatory używane przez policję w 40 krajach, także w Polsce, osiąga roczne przychody na poziomie 100 mln dol. i ma długą historię obrony swoich interesów w sądzie. W zeszłym roku oficjalnie szczycił się setnym wygranym procesem – wiele z nich dotyczyło oddalonych oskarżeń o spowodowanie śmiertelnych obrażeń. Pierwszy przegrał w 2008 r. w Kalifornii, co kosztowało firmę 6 mln dol.
W momencie śmierci Dziekańskiego ceny akcji Taser International na amerykańskiej giełdzie notowały jeden z najlepszych wyników w historii – sięgały 18 dol. Dziś nie przekraczają czterech, choć do spadku z pewnością przyczynił się też globalny kryzys.