Zasada ograniczająca wydatki w budżecie da 3 mld zł oszczędności w przyszłym roku – twierdzi Ministerstwo Finansów. To dużo za mało, żeby rozwiązać problem narastającego długu.
Resort finansów wczoraj przedstawił plan ograniczenia wydatków państwowej kasy. Jego główny punkt to wprowadzenie reguły, zgodnie z którą mniej więcej jedna czwarta wydatków będzie mogła rosnąć tylko o inflację powiększoną o 1 pkt proc. Według wyliczeń ministerstwa do końca 2012 r. uzbiera się 8,5 mld zł. Gdyby reguła obowiązywała przez 5 lat, w kasie państwa zostałoby 45 mld zł.
Przepisy, które wprowadzają regułę, nie dotyczą tzw. wydatków sztywnych, regulowanych przez osobne ustawy. Wystarczy jednak taką ustawę znowelizować, by wydatek z jej tytułu podlegał pod regułę.
Resort Jacka Rostowskiego planuje też stworzyć system monitorowania wydatków. Każdy, kto będzie chciał pieniędzy z budżetu na realizowanie swoich nowych ustawowych pomysłów, będzie musiał już w projekcie określić 10-letni maksymalny pułap wydatków. I do tego metodę ich ograniczania, gdyby zaistniała groźba przekroczenia tego limitu.
Choć wprowadzanie reguły jest dopiero na etapie projektu ustawy, to MF zamierza ją uwzględnić przy pisaniu przyszłorocznego budżetu. Nowe zasady mają działać dopóty, dopóki z Polski nie zostanie zdjęta unijna procedura nadmiernego deficytu. Czyli do czasu, kiedy nasz deficyt spadnie poniżej 3 proc. PKB. Rostowski liczy, że realny termin to 2014 rok.
Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę na słabości propozycji resortu. Pierwsza to ograniczony zasięg działania. Kaganiec zostanie założony tylko na 26 proc. wydatków. Gdyby nowy przepis obowiązywał w tym roku, dotyczyłby ok. 78 mld zł. Po drugie, niektórzy eksperci sceptycznie podchodzą do wyliczeń wielkości oszczędności. I jak mówią, samą zasadą kryterium fiskalnego spełnić się nie da. – Chętnie zobaczyłbym algorytm, z którego wynika, że w przyszłym roku oszczędności wyniosą 3 mld zł. Według mnie reguła w tym kształcie może dać 500 – 700 mln zł rocznie. Ale papier wszystko przyjmie – mówi Mirosław Gronicki, b. minister finansów.
Według niego wsparcie reguły w walce z narastającym deficytem i długiem będzie słabe. To musi być tylko jedno z narzędzi rozwiązywania problemów finansów publicznych.
– Gdybyśmy mieli dzięki niej ograniczyć deficyt strukturalny do 1 proc. PKB z 7-proc. PKB, zajęłoby to nam ok. 120 lat – uważa Gronicki.
Na niewielki efekt działania reguły zwraca też uwagę główny ekonomista BCC Stanisław Gomułka. – Skoro deficyt sektora finansów publicznych ma wynieść 97 mld zł, oszczędności rzędu 3 mld są zupełnie marginesowe – mówi. I dodaje: rozwiązanie dotyczy wydatków elastycznych, a więc takich, które rząd i parlament mogą swobodnie kształtować.
– Przy odpowiedniej determinacji rządu i koalicji wprowadzanie takiej reguły byłoby niepotrzebne – mówi prof. Gomułka.
Resort sam dostrzega problem. – Reguła nie jest lekiem na całe zło – mówi wiceminister Ludwik Kotecki. Na razie jednak oprócz zasad ograniczenia wydatków nie ma żadnego projektu ustawy z zapowiadanego jeszcze w styczniu planu konsolidacji finansów publicznych.