Żołnierze podejrzani o kradzież kart bankowych Andrzeja Przewoźnika, jednej z ofiar katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem, nie zostali aresztowani, a jedynie oddani pod nadzór dowódcy - informuje dzisiejszy dziennik "Kommiersant", powołując się na źródło w garnizonie smoleńskim..

Według rozmówcy gazety, żołnierze znaleźli się na miejscu tragedii przypadkowo. "Biorąc pod uwagę, iż przestępstwo, które popełnili, nie jest ciężkie, nie zostali oni aresztowani, lecz przekazani pod nadzór dowódcy" - informuje "Kommiersant".

Przestępstwo niewielkie, wiec wniosku o ukaranie nie ma

"Do naszego sądu nie wpłynął żaden wniosek o zastosowanie środka zaradczego w postaci aresztowania w związku z katastrofą samolotu" - przytacza dziennik źródło w Smoleńskim Garnizonowym Sądzie Wojskowym.

Dziennik przekazuje również, że "poznawszy nowe szczegóły głośnej sprawy, sekretarz prasowy rządu Polski Paweł Graś oficjalnie przeprosił smoleńskich OMON-owców". "Można oczekiwać, że oficjalne przeprosiny wkrótce otrzymają także Wojska Wewnętrzne Rosji" - wskazuje "Kommiersant".

Ot, sprawa wyborcza Polaków, nie kryminalna

Wielkonakładowy "Moskowskij Komsomolec" cytuje z kolei źródło w służbach specjalnych Rosji, które wiąże całą tę sprawę z kampanią prezydencką w Polsce. "Niewykluczone, że jest to w jakiś sposób związane z walką o fotel prezydencki w Polsce. My żadnych informacji o szabrownikach nie mamy" - przytacza gazeta słowa swojego informatora.

Także popularna "Komsomolskaja Prawda" doszukuje się w tej bulwersującej historii podtekstu wyborczego. "Zbliżają się wybory prezydenckie w Polsce, a szlachetna postawa Rosji w czasie tragedii narodowej, odwilż w naszych stosunkach, wyraźnie mieszają komuś szyki. Ciekawe, komu? Zgadnijcie" - pisze gazeta.

Natomiast "Wremia Nowostiej" zauważa, że źródła rosyjskie wyjaśniły całą sprawę dopiero wtedy, gdy "historia ta faktycznie stała się międzynarodowym skandalem i nie dało się dłużej ukrywać prawdy".

Rosjanie się przyznali, gdy Polska nagłośniła sprawę

Rosja potwierdziła w poniedziałek wieczorem fakt zatrzymania kilku żołnierzy podejrzanych o ograbienia ciała Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Według "wysokiego rangą źródła w strukturach siłowych Federacji Rosyjskiej", cytowanego przez agencję RIA-Nowosti, zatrzymanych zostało czterech żołnierzy Moskiewskiego Okręgu Wojskowego. Informator agencji podał, że wszyscy czterej pełnią służbę w jednej z jednostek Sił Powietrznych Rosji. Odmówił jednak ujawnienia ich stopni i funkcji.

Z kolei ITAR-TASS przekazała, że zatrzymano trzech żołnierzy. Agencja powołała się na "dobrze poinformowane źródło w rosyjskich strukturach siłowych". Jej rozmówca podał, że wszyscy trzej, to poborowi pełniący służbę w jednostce obsługującej lotnisko Siewiernyj, na którym miał lądować polski Tupolew.

Wcześniej dowództwo Wojsk Wewnętrznych MSW Rosji zaprzeczyło, jakoby ograbienie ciała Przewoźnika było dziełem żołnierzy tej formacji.

Rzecznik rządu Paweł Graś w poniedziałek sprostował swą niedzielną wypowiedź o tym, że w związku z kradzieżą z kart kredytowych Przewoźnika zostali aresztowani funkcjonariusze OMON-u, sił specjalnych milicji. Jak wyjaśnił, chodziło o funkcjonariuszy innej formacji.

"Błąd się wziął stąd, że byłem przekonany, że jedyną formacją, która operowała wtedy na lotnisku był OMON, okazało się, że tych formacji było kilka, stąd ta nieścisłość" - tłumaczył Graś.

Rzecznik rządu powiedział w niedzielę, że aresztowano trzech funkcjonariuszy OMON-u, którzy bezpośrednio po katastrofie w Smoleńsku okradli konto Przewoźnika, posługując się jego kartami kredytowymi. MSW Rosji już w niedzielę kategorycznie zaprzeczyło, by smoleńscy milicjanci ograbili ciało Przewoźnika. MSW FR określiło te doniesienia jako "bluźniercze" i "cyniczne".

Graś mówił w poniedziałek, że strona rosyjska poinformowała ABW, "że w związku z kradzieżą, czy podjęciem środków pieniężnych z karty pana ministra Przewoźnika, zatrzymano czterech żołnierzy". "Tutaj nieścisłość, sprostowanie tego, co powiedziałem wczoraj, rzeczywiście nie chodziło tutaj o funkcjonariuszy OMON-u, którzy również pracują przy zabezpieczeniu tego terenu, a funkcjonariuszy, czy żołnierzy jednej z innych formacji, które również operowały na miejscu katastrofy" - powiedział rzecznik rządu.