Rozgłośnie nadają w dzień za mało polskiej muzyki, stwierdził rząd i wziął się za dobieranie piosenek. Nowe prawo ma wejść w życie jeszcze w wakacje. Branża przeciera oczy ze zdumienia.
Do tej pory rozgłośnie wykorzystywały lukę w art. 15 ustawy o radiofonii i telewizji, która nakazuje, aby jedna trzecia wszystkich odtwarzanych utworów była polska. Sęk w tym, że ustawa nie precyzuje, w których godzinach te utwory mają być prezentowane. Efekt jest taki, że za dnia rodzima muzyka jest skrajnie marginalizowana. Ze statystyk Nielsen Music Control wynika, że niektóre stacje komercyjne emitują w nocy aż 80 proc. polskiego repertuaru.

Dobre, bo polskie

Chlubne wyjątki można policzyć na palcach jednej ręki. Radio Wawa jest jedyną stacją grającą polskie piosenki przez całą dobę. Dobrze prezentuje się też „Trójka” Polskiego Radia, od lat chętnie wspierająca krajową muzykę alternatywną. Jest też Radio Eska, które prezentuje największą liczbę rodzimych debiutantów (abstrahując od jakości tychże). Reszta rozgłośni kieruje swoją polską ofertę do... nietoperzy i wąskiej grupy ludzi cierpiących na bezsenność, prezentując ją między godz. 23 a 6 rano.
Teraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce odwrócić te proporcje. Z owej ustawowej jednej trzeciej 75 proc. utworów słowno-muzycznych napisanych w języku polskim ma być prezentowanych na antenie między godz. 6 rano a 23.
Przedstawiciele rozgłośni radiowych protestują. Trudno im się dziwić, bo jeśli rząd wprowadzi takie rozwiązanie, wiele stacji może na tym ucierpieć. Pół biedy, jeśli mamy do czynienia z typowo komercyjną masową rozgłośnią, ale co z nadawcami kierującymi swoją ofertę do ściśle określonych odbiorców, jak smoothjazzowo-lounge’owe Chilli Zet czy emitująca muzykę klubową Planeta FM? – Polskich wykonawców pasujących do profilu tych stacji jest zaledwie kilku – zauważa przytomnie redaktor naczelny i dyrektor programowy Radia Zet i Chilli Zet Mateusz Kirstein.



Branża jest przeciw

W Europie nikt jeszcze nie wpadł na podobny pomysł. Nawet Francuzi ingerują jedynie w program rozgłośni publicznych, nie prywatnych. Tym większą konsternację inicjatywa KRRiT wywołała w branży. Muzyka podlega przecież takim samym prawom rynkowym jak inne dziedziny sztuki i to słuchacze decydują, jakie piosenki mają płynąć z eteru. Na całym świecie standardem są regularne badania słuchalności i konstruowanie playlisty pod preferencje publiczności. Tak samo jak standardem stało się też konkretne profilowanie stacji – bo radio dla wszystkich to radio dla nikogo. Tym bardziej że w czasach internetowych stacji radiowych dostęp do ulubionej muzyki jest wyjątkowo prosty. Stacje obciążone nowym przepisem mogą więc stracić publiczność. Idąc tokiem myślenia KRRiT, dlaczego by tego radiowego pomysłu nie przerzucić na inne dziedziny sztuki i nie wprowadzić obowiązku puszczania jednej trzeciej polskich filmów w kinach i takiej samej liczby rodzimych dramatów w teatrach?
Stacje komercyjne, jak sama nazwa wskazuje, są niczym innym, jak medialnymi biznesami nastawionymi na zysk i choćby dlatego muszą się kierować gustami mas.
Dlatego jeśli rząd chce edukować polskiego słuchacza, to dlaczego nie uruchomi radiowego odpowiednika TVP Kultura, który zajmowałby się wyłącznie prezentowaniem nadwiślańskich wykonawców?