Telefon satelitarny na pokładzie Tu-154 składał się ze stacji bazowej i trzech słuchawek; jedna jest w Polsce, dwie w Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym - dowiedziała się w czwartek PAP w prokuraturze wojskowej. Źródło nie informuje, co ze stacją bazową.

Źródło w prokuraturze wojskowej znające kulisy śledztwa ws. katastrofy w Smoleńsku powiedziało PAP, że nieporozumieniem jest mówienie, że w samolocie Tu-154 było kilka telefonów satelitarnych. "Była jedna stacja bazowa i trzy słuchawki. Stacja ma też czwartą linię do obsługi faxu" - powiedział.

W środę na konferencji MAK w Moskwie szefowa komitetu Tatiana Anodina zapewniła, że Rosjanie przekazują do Polski wszystkie "mobilne środki łączności". Przedstawiciele polskiej prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy informowali wcześniej, że telefony komórkowe mają być badane w śledztwie - także z pomocą służb specjalnych.

Informator PAP potwierdził w czwartek, że strona polska otrzymała od strony rosyjskiej jedną z trzech słuchawek z telefonu satelitarnego w samolocie. Dwie pozostałe mają być w dyspozycji MAK. Źródło nie ujawniło, co ze stacją bazową telefonu satelitarnego.

Prokurator generalny Andrzej Seremet mówił przed tygodniem, że nie wie, co się stało z tym telefonem

uż wcześniej informowano, że pewien czas przed katastrofą z pokładu samolotu z telefonu satelitarnego dzwonił prezydent Lech Kaczyński. Rozmawiał z bratem Jarosławem, któremu miał powiedzieć, że niedługo samolot wyląduje w Smoleńsku. Dzwoniła też Izabela Tomaszewska z Kancelarii Prezydenta.

Prokurator generalny Andrzej Seremet mówił przed tygodniem, że nie wie, co się stało z tym telefonem.

W mediach polskich i zagranicznych pojawiła się wiadomość, że Rosjanie, którzy mogli wejść w posiadanie tego telefonu, poznali dzięki niemu "tajne kody" dające możliwość dostępu do tajemnic NATO. Na te doniesienia zareagowała Służba Kontrwywiadu Wojskowego, która zapewniła, że na pokładzie samolotu nie było takich "tajnych kodów" ani innych materiałów tajnych czy kryptograficznych.