Dzisiejsze obrady Sejmu poświęcone zostały katastrofie smoleńskiej. Premier Tusk poinformował o postępie w śledztwie, posłowie opozycji zadawali wiele szczegółowych pytań.

Dzisiaj nie jest jeszcze możliwe wyjaśnienie przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem - powiedział w czwartek w Sejmie premier Donald Tusk. Zaznaczył też, że do tej pory nie zdarzyło się nic, co mogłoby zakwestionować dobrą wolę strony rosyjskiej i jej gotowość do współpracy w wyjaśnianiu przyczyn tragedii.

Tusk - który przedstawił w Sejmie informację rządu na temat katastrofy smoleńskiej - podkreślił, że trzeba zdać się na kompetencje i determinację polskiej prokuratury w wyjaśnieniu przyczyn tragedii.

"Jestem przekonany - i wynika to także z moich rozmów z urzędnikami, którzy w tym procesie wyjaśniania uczestniczą - że wszyscy bez wyjątku zdają sobie sprawę, jak szczególne jest to śledztwo, jak szczególna katastrofa, jak wielka jest to strata" - zaznaczył premier. Dodał, że "w interesie Polski i rządzących jest jak najszybsze dojście do prawdy w tej sprawie i ujawnienie jej".

Tusk - jak mówił - nie ma wątpliwości "co do obiektywizmu, politycznej neutralności osób i instytucji, które uczestniczą w procesie wyjaśniania przyczyn tragedii". Przypomniał, że zgodnie z Konwencją chicagowską państwo polskie wysłało do Rosji tzw. akredytowanego (Edmunda Klicha), którego zadaniem i prawem jest uczestniczyć we wszystkich postępowaniach po stronie rosyjskiej.

"W przypadku postępowania komisyjnego, raport sporządzi strona rosyjska, ale projekt tego raportu będzie oceniany przez akredytowanego przedstawiciela państwa polskiego - pod kątem zgodności tego, co on obserwuje na co dzień w pracach komisji. Polska strona będzie mogła do projektu raportu wnosić uwagi, które formułować będzie tzw. akredytowany - na podstawie swojego doświadczenia, wynikającego z uczestniczenia we wszystkich pracach ze strony komisji rosyjskiej" - zaznaczył.

Prokuratura Generalna będzie prowadziła niezależne dochodzenie

Jak dodał, Prokuratura Generalna będzie prowadziła równolegle, niezależne dochodzenie. Premier przypomniał również, że raport dotyczący przyczyn katastrofy przygotuje Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera.

Tusk podkreślił również, że do tej pory nie zdarzyło się nic, co mogłoby zakwestionować dobrą wolę strony rosyjskiej i jej gotowość do pełnej współpracy przy wyjaśnieniu okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu. "Nie zrzuca to z nas obowiązku ciągłej koncentracji i egzekwowania uprawnień strony polskiej, wynikających z przepisów i zasad, jakie ze stroną rosyjską ustaliliśmy" - dodał.



Według premiera, wielkie znaczenie, także dla prac rządu, miała postawa ludzi, instytucji, urzędników i polityków w okresie po katastrofie lotniczej. Jak uznał, "jest nie do przecenienia fakt, że przy takiej tragedii i w tak feralnym momencie politycznym, wszyscy potrafili wspiąć się ponad urazy". Ocenił, że "sprawdziły się" też służby odpowiedzialne m.in. za opieką nad bliskimi ofiar i pomoc w identyfikacji oraz sprowadzenie do Polski ciał.

Szef MSWiA Jerzy Miller poinformował, że prace podległej mu komisji "będą wielomiesięczne". Zastrzegł także, że ze względu na stawiane podczas nich hipotezy, "mniej lub bardziej prawdopodobne", nie będą prowadzone przy "podniesionej kurtynie". "To nie jest kwestia ukrycia czegokolwiek, to jest kwestia szacunku dla tych, którzy już nie żyją" - zaznaczył.

"Wskazano dwa zapasowe lotniska na Białorusi"

Szef MON Bogdan Klich odpowiadając m.in. na pytanie posła PSL Stanisława Żelichowskiego poinformował, że w trakcie przygotowań do wylotu polskiej delegacji "wskazano dwa zapasowe lotniska na Białorusi - w Mińsku i Witebsku". Dodał, że załoga doprecyzowując szczegóły lotu planowała też lądowania na obu tych lotniskach.

Minister wyjaśnił też, że w myśl porozumienia między czterema kancelariami: prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu z 2004 r., organizatorem konkretnego lotu jest właśnie jedna z tych kancelarii. Tłumaczył, że zgodnie z procedurą organizator lotu kontaktuje się bezpośrednio z wojskiem za pośrednictwem dowództwa sił powietrznych. "W każdym takim locie to kancelarie są dysponentami i organizatorami, natomiast wojsko, 36. pułk realizuje takie zamówienie. Odbywa się to poza ministrem obrony narodowej i poza urzędem ministra" - mówił. Potwierdził też, że Kancelaria Prezydenta poinformowała go, iż głowa państwa zamierza zaprosić do wzięcia udziału w uroczystościach dowódców sił zbrojnych, ale - jak dodał - nie ma informacji o locie tych dowódców na pokładzie jednego samolotu.

Klich zaznaczył również, że nie ma wspólnych procedur dotyczących przelotów VIP-ów, obowiązujących wszystkie kraje należące do NATO. Podkreślił, że zwyczajem jest to, że na pokładzie jednego samolotu nie lecą najważniejsze osobistości, ale - jak dodał - zdarzają się od tego odstępstwa.

Także minister zdrowia Ewa Kopacz przedstawiła informacje dotyczącą działań, jakie ona i m.in. eksperci z zakresu medycy sądowej podjęli przy identyfikacji ofiar katastrofy. Podziękowała też za ich prace.



Dlaczego trumny z ciałami parlamentarzystów nie zostały przewiezione do Sejmu?

Posłowie PiS i SdPl zarzucili podczas dyskusji marszałkowi Sejmu, że trumny z ciałami parlamentarzystów nie zostały po przylocie do kraju przewiezione do Sejmu, tylko do hali na Torwarze. Bronisław Komorowski odpowiedział, że żadna z rodzin nie wyraziła takiej woli. Według Zdzisławy Janowskiej (SdPl) "pewną plamą" na Sejmie pozostanie to, że koledzy i koleżanki parlamentarzyści, którzy zginęli w katastrofie, nie zostali godnie pożegnani. Jak mówiła, chodzi o to, że trumny z lotniska wojskowego Okęcie nie były przewiezione na Wiejską, tylko czekała je "niegodna przejażdżka" do hali Torwar.

"Czy rzeczywiście tak musiało być? Czy nasze koleżanki posłanki i posłowie, nasze koleżanki i koledzy z Senatu nie powinni znaleźć się w tym miejscu, tak jak zadbano o to w Kancelarii Prezydenta, gdzie można było oddawać cześć wszystkim pracownikom i parze prezydenckiej?" - pytała posłanka. Dodała, że trumny z ciałami parlamentarzystów znalazły się w bardzo niegodnych warunkach, skąd rodziny chciały jak najszybciej zabrać i przewieźć do miejsc bardziej godnych. Przypomniała, że zgłaszana była taka prośba do marszałka, aby przewieźć te trumny do parlamentu, ale wówczas odpowiedź padła, że nie ma do tego "fizycznych warunków".

Podobne zdanie na temat przewozu trumien wyraził poseł PiS Jarosław Zieliński, zarzucając także marszałkowi Sejmu, że temat tragedii smoleńskiej nie jest głównym punktem tego posiedzenia izby, a tylko informacją bieżącą.

W odpowiedzi Komorowski podkreślił, że Sejm pierwszy pożegnał "w stopniu maksymalnie możliwym" wszystkich parlamentarzystów. Dodał, że każdej rodzinie osobiście składał kondolencje i że żadna rodzina nie wyraziła zainteresowania, aby tworzyć w parlamencie miejsce dodatkowego pobytu trumien. Jak podkreślił, wręcz odwrotnie - część rodzin prosiła, żeby jak najszybciej trumny mogły znaleźć się w dyspozycji rodziny we własnych miejscowościach.

Również minister Michał Boni nie zgodził się z opinią, że hala Torwaru, gdzie zostały przewiezione trumny z ciałami z lotniska wojskowego Okęcie, była do tego celu miejscem "niegodnym". Zaznaczył, że po przylocie trumien z ciałami ofiar można było podjąć administracyjno-biurokratyczną decyzję, że zostają one na lotnisku do odbioru przez rodzinę.

"Uznaliśmy, że tym wszystkim osobom, które przylatywały do nas w ciągu tych kilku dni, należy się specjalny szacunek" - podkreślił minister. Dodał też, że spełniono w ten sposób życzenie rodzin, gdyż niektóre z nich nie wiedziały jeszcze, gdzie zawiozą trumnę z ciałem. "Dlatego powstało to miejsce na Torwarze, na życzenie rodzin, jako miejsce prywatne" - tłumaczył Boni.

"Ja tam byłem na życzenie kilku rodzin w nocy, kilka razy. Olbrzymia hala Torwaru, nie widać żadnych miejsc siedzących, bo są przykryte, ołtarz z dużym krzyżem, konfesjonały, księża, fiolet, tak jak przy uroczystościach żałobnych" - opowiadał minister.

Boni podkreślił też, że 10 maja - miesiąc po katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem - na warszawskich Powązkach otwarta zostanie kwatera pamięci.



Posłowie pytali także o wejście funkcjonariuszy ABW do poselskich pokoi, ofiar katastrofy, w dzień po wypadku. Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki tłumaczył, że jedynym celem tego działania było pozyskanie materiału DNA, potrzebnego do identyfikacji. Poinformował również, że przy zabezpieczaniu przedmiotów osobistych osób, które zginęły pod Smoleńskiem, obecni byli przedstawiciele polskiej żandarmerii oraz funkcjonariusze ABW. Jak dodał, te rzeczy przekazano rodzinom. Telefony komórkowe, kamery, laptopy zostały natomiast zabezpieczone jako dowody w śledztwie i przekazane ABW do dalszej analizy.

Posłowie podkreślali, że mimo upływu czasu rozmiar tragedii nie pozwala na podejście do niej bez emocji. Wielu z nich dopytywało, dlaczego jest "tak mało" informacji o przebiegu katastrofy. Adam Lipiński (PiS) pytał m.in. dlaczego rząd nie wystąpił do Rosji o przejęcie śledztwa dotyczącego katastrofy pod Smoleńskiem, w której zginął m.in. prezydent Lech Kaczyński, a także dlaczego nie zastosowano procedury dającej możliwość prowadzenia śledztwa przez państwo, do którego należy samolot wojskowy.

Stanisław Wziątek (Lewica) postulował powołanie "instytucji bezstronnego obserwatora", którą mieliby tworzyć przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych. Otrzymaliby oni - jak mówił - wgląd w tok postępowania dotyczącego wydarzeń związanych z wyjaśnieniem katastrofy. "Czy pan zechce zaakceptować ten pomysł" - zwracał się do szefa rządu polityk Lewicy.

Z kolei Żelichowski (PSL) podkreślił, że nie oczekuje teraz na informację o przyczynach katastrofy pod Smoleńskiem i woli, żeby była podana później, ale zawierała fakty prawdziwe, rzeczywiste. Michał Szczerba (PO) podziękował Radzie Ministrów za sprawną organizację ws. pomocy rodzinom, które straciły najbliższych w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem.