Wojciech Siemion cały był teatrem, gdziekolwiek był, z kimkolwiek rozmawiał wszystko zamieniał w teatr - powiedział PAP o zmarłym tragicznie w sobotę aktorze Tomasz Miłkowski, krytyk i autor książki pt. "Teatr Siemion".

Wojciech Siemion wszystko zamieniał w teatr, poczynając od witania gości w swoim domu w Petrykozach, gdzie urządził wiejskie muzeum sztuki, w którym kolekcjonował zarówno sztukę nowoczesną jak i ludową, zestawiając te pozornie odległe od siebie dziedziny - mówi Miłkowski.

Krytyk podkreślił, że Siemion uchodził za wielkiego znawcę sztuki ludowej, sam będąc odkrywcą poezji ludowej. "Ponad 50 lat temu dał spektakl +Wieża malowana+ w Studenckim Teatrze Satyryków. Nastąpiło wtedy odnowienie stosunku do tego, czym jest kultura ludowa, a jednocześnie był to spektakl założycielski, jak to nazwał Ludwik Flaszen, teatru jednego aktora, bo od tego czasu rozwinął się ten nurt, a Siemion do ostatnich lat pozostawał jego wybitnym reprezentantem".

Miłkowski przypomniał, że Siemion sam nazywał siebie "sługą poetów". "Znał, jak mawiano trochę złośliwie, wszystkie wiersze, które zostały napisane i będą napisane. Niektórych poetów kochał ponad wszystko, do nich należeli Norwid i Słowacki".

Siemion - wspomina Miłkowski - był aktorem, pisarzem; napisał ok. dziesięciu książek poświęconych interpretacji poezji, był pedagogiem, kolekcjonerem sztuki, człowiekiem o zainteresowaniach wszechstronnych, artystycznych, a jego dom w Petrykozach tętnił życiem.

"Jeździł z tą swoją poezją - opowiada Miłkowski - nikomu nie odmawiał, bo uważał, że jeśli ktoś prosi, to trzeba przyjechać i wiersze mówić. Kilka dni temu miałem okazję widzieć Wojciecha Siemiona w Ośrodku Kultury w Grodzisku Mazowieckim, gdzie fenomenalnie powiedział +Fortepian Chopina+. Była to wstrząsająca interpretacja. I to był chyba ostatni występ tego wielkiego aktora.