Stołeczny sąd umorzył proces prokuratora, który żądał kary śmierci wobec Stanisława Wawrzeckiego, straconego w 1965 r. na mocy wyroku sądu PRL w tzw. aferze mięsnej. IPN zapowiada zażalenie na tę decyzję.

Powodem środowego postanowienia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli był "brak znamion czynu zabronionego" Feliksa Eugeniusza W. - dowiedziała się w czwartek PAP w źródłach sądowych. Sąd podjął taką decyzję bez wniosku stron; obrona wcześniej podnosiła argument o przedawnieniu sprawy.

Według sądu W. nie może odpowiadać za decyzje sędziów ze sprawy Wawrzeckiego (nikt z nich już dziś nie żyje). Jak ustaliła PAP, oburzenia z postanowienia sądu nie krył obecny na sali jeden z synów Wawrzeckiego.

Pion śledczy IPN oskarżył 85-letniego W., prokuratora z "afery mięsnej", o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków - za co grozi do 3 lat więzienia. Według IPN, mimo braku podstaw do prowadzenia procesu w trybie doraźnym, bezzasadnie powołał się na dekret z 1945 r. o postępowaniu doraźnym, składając na tej podstawie wnioski o trzy kary śmierci dla oskarżonych (gdyby nie zastosowano trybu doraźnego, nie można byłoby orzec kary śmierci).

Zdaniem IPN, było to przejawem "rażąco nieadekwatnej represji w ramach dyrektyw sądowego wymiaru kary dla osiągnięcia celów propagandowych i politycznych, w sytuacji gdy zawiłość i okoliczności sprawy nie tworzyły przesłanek do rozpoznania sprawy w tym trybie". W. nie przyznawał się do zarzutu.

Orzeczenie wobec Wawrzeckiego było jedynym wykonanym w PRL po 1956 r. wyrokiem śmierci za przestępstwo gospodarcze

Jak ustaliła PAP, IPN udało się zebrać obszerny materiał dowodowy, który - jak mówił informator PAP zbliżony do sprawy - ujawniłby metody manipulacji tym procesem przez władze PRL. Odnaleziono m.in. protokoły narad w MSW nad sprawą. Oprócz tego w śledztwie przesłuchano reporterów, którzy relacjonowali proces z 1965 r. oraz protokolanta procesu - był nim znany dziś adwokat Wojciech Tomczyk, znany z obrony m.in. Lwa Rywina i reprezentowania Józefa Oleksego w jego sprawie lustracyjnej.

Orzeczenie wobec Wawrzeckiego, dyrektora warszawskiego Miejskiego Handlu Mięsem, było jedynym wykonanym w PRL po 1956 r. wyrokiem śmierci za przestępstwo gospodarcze. Według wielu opinii, był to "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Składowi sędziowskiemu przewodniczył nieżyjący już Roman Kryże, który w okresie stalinowskim wydał wiele wyroków śmierci wobec żołnierzy AK. Żona i trzej synowie Wawrzeckiego dowiedzieli się o jego egzekucji z gazet.

Wawrzecki przyznawał, że brał łapówki od kierowników sklepów mięsnych, w sumie ok. 3,5 mln ówczesnych zł. Oprócz niego oskarżono czterech dyrektorów handlu mięsem, czterech kierowników sklepów i właściciela masarni. Prokurator wniósł o trzy kary śmierci. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy orzekł jedną. Czterech innych dyrektorów skazano na dożywocie; pozostali podsądni dostali od 12 do 9 lat więzienia; orzeczono też przepadek mienia i wysokie grzywny. Tryb doraźny nakazywał, by wyrok był wydany zaraz po zamknięciu rozprawy, ale sąd odroczył ogłoszenie orzeczenia na następny dzień. Adwokaci uznali to już wtedy za złamanie prawa. W aktach sprawy nie zachowały się przemówienia końcowe; nie ma zapisu rozprawy ani protokołu wykonania wyroku.



W 2007 r. warszawski sąd uznał, że bliscy Wawrzeckiego nie dostaną rekompensaty za skonfiskowany wówczas majątek

W 2004 r. Sąd Najwyższy - uwzględniając kasację rzecznika praw obywatelskich Andrzeja Zolla - orzekł, że wyroki zapadły z rażącym naruszeniem prawa i uchylił je. Zarazem postępowanie wobec wszystkich 10 skazanych umorzono, bo żaden z nich już nie żył, a sprawa przedawniła się w 1989 r. SN podkreślał, że wyrok nie służy pełnej rehabilitacji skazanych, gdyż nawet RPO nie podważał ich winy.

W 2007 r. warszawski sąd uznał, że bliscy Wawrzeckiego nie dostaną rekompensaty za skonfiskowany wówczas majątek - mieszkanie, dom pod Warszawą i kilka kg złota w sztabkach oraz biżuterię. Wniosek oddalono, bo kara przepadku mienia - według sądu - była karą obligatoryjną i zostałaby zastosowana także w przypadku, gdyby w 1965 r. zapadło inne orzeczenia. Wcześniej sąd przyznał jego żonie i jednemu z synów po 108 tys. zł odszkodowania. Uznano, że kara wymierzona Wawrzeckiemu była niewspółmierna do jego czynów.

W początkach lutego br. Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnie nakazał ministrowi sprawiedliwości wypłatę 200 tys. zł odszkodowania innemu synowi skazanego, Andrzejowi. Sąd uznał związek przyczynowy między przekroczeniem uprawnień przez nieżyjących już sędziów, którzy wydali wyrok śmierci, a szkodą, jaką dla powoda była utrata ojca. Sąd podkreślił, że gdyby nie bezpodstawnie zastosowany przez sąd PRL tryb doraźny, Wawrzecki nie zostałby skazany na śmierć. Według sądu, tamten proces miał na celu "określony cel propagandowy" i był "przygotowywany w różnych kręgach" - dlatego odszkodowanie ma wypłacić "jednostka nadrzędna" wobec sądu PRL.