Witajcie wśród pięknych ludzi, brzydkim wstęp wzbroniony – to dewiza portalu społecznościowego BeautifulPeople.com, który reklamuje się jako najbardziej „seksowna” strona internetowa na świecie. Kilka dni temu wyrzucono z niej ponad 5 tys. osób, które przytyły po świętach i przestały spełniać wyśrubowane kryteria urody.
– Tłuściochy stanowią zagrożenie dla naszego modelu biznesowego – oświadczył założyciel portalu Robert Hintze. I dodał obłudnie, że wprawdzie cierpi po stracie każdego członka, ale nie może zapominać, że pozostali wymagają zachowania wysokich standardów piękna. Media natychmiast przypomniały jego wypowiedź sprzed kilku miesięcy, w której tłumaczył, że podczas gdy inne portale przypominają dżunglę, po której wałęsają się niezgrabne guźce i hipopotamy, BeautifulPeople.com jest rezerwatem dla zwinnych lampartów i smukłych gazeli.

Lamparty tropią guźce

I to właśnie owe czujne lamparty wytropiły i wystawiły do odstrzału utuczone guźce oraz hipopotamy. – Członkowie społeczności BeautifulPeople.com zauważyli, że na najnowszych zdjęciach pewne osoby nie wyglądają tak szałowo jak zazwyczaj. A ponieważ mają prawo oceniania uczestników w skali od 0 do 10, przyznali im niskie noty – tłumaczy rzeczniczka portalu Miki Haines-Sanger. System automatycznie zliczył punkty i przesunął utuczonych do poczekalni, gdzie jeszcze raz musieli ubiegać się o przyjęcie do grona pięknych ludzi. Udało się to jedynie kilkuset osobom, a ponad 5 tys. skreślono z listy urodziwych. Większość odrzuconych stanowili mieszkańcy USA i Kanady, gdzie sezon świąteczny trwa od Święta Dziękczynienia aż do Bożego Narodzenia.
Dlaczego internauci tak brutalnie pozbyli się kolegów? – Im mniej osób w gronie wyróżnionych zaszczytnym mianem urodziwych, tym większa satysfakcja – tłumaczy socjolog prof. Włodzimierz Pańków. – To samoobrona elit przed pospoliceniem się – śmieje się.
Członkowie portalu BeautifulPeople.com rządzą nim twardą ręką. To właśnie oni decydują, kto zostanie przyjęty, a kto nie. Kobiety oceniają mężczyzn, a mężczyźni kobiety. Mają do wyboru cztery standardowe oceny: „tak, zdecydowanie”, „hm..., raczej OK”, „hm..., raczej nie” oraz „zdecydowanie nie”. Pozytywnie rozpatrywanych jest 20 proc. aplikacji. Reszta kandydatów może sobie przeczytać szyderczy napis na stronie głównej: „Jesteś zbyt brzydki, by się do nas zapisać? Zwiedzaj portal jako gość”.
Psycholog biznesu Jacek Santorski zwraca uwagę, że taki surowy sposób oceniania może prowadzić do uprzedmiotowienia kandydatów. – Nie ma problemu, jeśli restrykcyjna ocena cech fizycznych człowieka jest konieczna do wykonywania konkretnego zawodu (czołgisty, kosmonauty czy dżokeja). Ale im cel oceny jest bardziej ogólny, związany z wartością człowieka, tym większe zagrożenie „faszyzacją” takiego procesu – mówi. Choć z drugiej strony – zaznacza – jeśli kryteria gry są jasno określone, wówczas każdy wchodzi w tę grę na własną odpowiedzialność i ryzyko.

Zdarza się, że ktoś próbuje podstępnie wślizgnąć się do grona pięknych i przedstawia zdjęcie wyretuszowane albo nawet cudze. Czujne lamparty natychmiast to wyłapują i zgłaszają administratorom. – Prosimy wtedy kandydata o trzy nowe fotografie. Najlepiej w otoczeniu rodziny i ze świeżym wydaniem konkretnej gazety w ręku. Wtedy łatwo zweryfikować, czy na zdjęciu jest rzeczywiście kandydat, czy może jakaś nieznana jeszcze modelka – opowiada Miki Haines-Sanger.

Twórcy strony stanowczo odpierają zarzuty, że zachęcają internautów do nieetycznych zachowań. – Jesteśmy celem nieustannej krytyki, ale liczby nie kłamią: jest ogromne zapotrzebowanie na taki rodzaj portalu społecznościowego. BeautifulPeople.com może się wydawać moralnie brzydki, ale nasz rynkowy sukces to piękna prawda – przekonuje Hintze.
Ten rynkowy sukces to 550 tys. członków w 190 krajach. O zyskach właściciele nie chcą mówić, zasłaniając się tajemnicą handlową. Swoim członkom obiecują takie atrakcje jak przyjęcia w towarzystwie światowej elity, imprezy i koncerty, możliwość zrobienia wielkiej kariery. – Wciąż zgłaszają się do nas właściciele agencji reklamowych, firm producenckich oraz reżyserzy, którzy znaleźli na naszym portalu interesujących ludzi i chcieliby ich zatrudnić – opowiada rzeczniczka. Miki Haines-Sanger wylicza skrupulatnie kolejne sukcesy: 80 tys. osób przeżyło na portalu romantyczne uniesienia, zawarto 10 tys. małżeństw, a z tych związków urodziło się ponad 800 dzieci.